Po latach odkopuję znów wątek. Tym razem w mniej szczęśliwych okolicznościach. Agatka w wieku 16 lat zachorowała. Tak bardzo dzielna była, że nie dała znać po sobie, że walczy z nowotworem śledziony. W zeszłym tygodniu dostała wodobrzusza i dopiero wtedy się okazało, jak bardzo źle jest. Ostatnie kilka dni to była walka o jak najlepszy jej stan przed operacją. Na plus jest, że grymasi, ale jednak je, pije, nie jest zatkana, ma bardzo dobre wyniki krwi, jak na swój stan i wiek, w RTG nie ma widocznych przerzutów na płuca. Na minus - wiek, powiększające się na nowo wodobrzusze, gdy weterynarz zrobił próbę bez leków moczopędnych, wielkość nowotworu, widoczne osłabienie. Wszystko rozstrzygnie się jutro wieczorem podczas operacji. Niestety, weterynarz, który się nią opiekuje, przyzwyczaja nas już do myśli, że jak się okaże podczas operacji, że nowotwór poszedł jednak w wątrobę, czy płuca, tak, że nie będzie go w stanie zoperować, to najbardziej humanitarnym rozwiązaniem będzie niewybudzanie jej
Jak pamiętacie jeszcze Agatkę, to trzymajcie jutro, proszę, za nią mocno kciuki.
Tutaj moje zdjęcie z Agatką z wczoraj: