Miał byc Dzień Wydmuszek, jest RTG, morfologia i leczenie.
Echo tak charczy, że Jacek nie chciał go usypiać. Odkładamy na tydzień, szukamy przyczyny.
Do lasu przyjechały dzieci, a ponieważ młodsza córka tez przyjechała na głosowanie i zabierałam ją z lokalu do lasu, więc z młodym dojechałam jak wszyscy już byli.
Echo na widok biegający i głośno cieszących się z jego widoku dzieci mało nie wszedł mi na głowę, porobił dziury w podkoszulku, rozorał ramię i uciekł do domu. Wzięłam go na drugą połowę działki i trochę się uspokoił, dał się nawet dziwczynkom pogłaskać.
Ale wtedy pojawiły się kocice. Kocice, które uważają działkę za swoją, bo od ponad dziesięciu lat spędzają tu wakacje i święta. I zobaczyły szarego intruza.
Do rękoczynow nie doszło, ale Echo wył jak potepieniec i kazał się odstawić do samochodu, gdzie zjadł i poszedł spać.
A na koniec Kotek, który już odwykł od dzieci zdenerwowany tym, że mlodsza wnuczka za szybko się koło niego porusza złapał ją za nogę i użarł.
Płacz, wycie kotów, plucie.
Armagedon.
Na dokładkę drukarka sublimacyjna, nasza matka-żywicielka odmówiła posłuszeństwa. Terminy gonią a ja siedzę i dłubię w sprzęcie
Sama, bo koleżanka pojechała do matki chorej na raka załatwiać szpital albo hospicjum.
Cdn...
Niestety.