» Pt maja 22, 2020 21:07
Re: Z piekła rodem. Ramzes - nadczynność tarczycy
No cóż, przyszła kolej i na Ramzesa. Jak dziś pamiętam, gdy go ludzie ściągali z osiedlowego drzewa w lipcu 2006 roku, kiedy szłam do sklepu, a ja wyszłam potem z domu, żeby zobaczyć, co się z nim stało. No i jakoś tak się zdarzyło, że go wzięłam, a miał wtedy pewnie z kilka miesięcy. To był rok 2006. Ale czas szybko leci. Za szybko.
Parę dni temu uświadomiłam sobie w pełni, że Ramzes nie jest już młodzieniaszkiem... Jakoś tak zawsze się o nim myślało w kategoriach "młodszego brata Neski". Kiedy Neski zabrakło, miał 10 lat i też nie był to jeszcze jakoś strasznie zaawansowany wiek jak na kota. A tymczasem strzeliło mu w tym roku 14 lat... Te 4 lata tak szybko minęły i oto jest już z niego starszy pan. No i też nigdy nie chorował (tylko pazury sobie w tylnych łapkach często łamał, wciąż nie wiem, jakim cudem i kiedy). Zawsze zjadłby konia z kopytami, zawsze dobrze wyglądał. No i dziś na usg wyszła powiększona tarczyca, lekko przebudowane nerki, prawdopodobieństwo nadciśnienia... Kiedy westchnęłam, że "cały chory", pani doktor powiedziała: "nie cały chory, tylko to już 14-letni facet jest". No tak, właśnie ten drobny "szczegół" udawało mi się do tej pory jakoś przeoczyć. :/
Ogólnie chyba nie jest źle. Dostał wreszcie lek na ustabilizowanie tarczycy i coś na odbudowę wątroby, a nerki ponoć są w stanie mniej więcej takim, jakie bywają dla kotów w tym wieku (czynnościowo wciąż ok i kreatynina usuwana jest bardzo sprawnie).
Tak czy siak, jestem już uspokojona, bo wreszcie dostał leki na tarczycę i mogę przestać się martwić, że każdego dnia hormony tarczycowe zatruwają mi organizm Ramzenia. Wreszcie leczymy. Oby skutecznie.