hmmm...chyba napiszę najbardziej wprost, chociaż pewnie będzie Ci się wydawać to brutalne i może nieczułe, ale uważam, że to dla dobra kota i Waszego, bo karmienie się złudną nadzieją nie jest dobre.
PO pierwsze- bardzo współczuję choroby kociaka, bardzo
Piszesz o znikomych nadziejach, cieniu nadziei na wyleczenie- takiej niestety nie ma. Miałam kociaka z FIP-em pod opieką, który po uśpieniu miał sekcję. Mój kociak też miał identyczne problemy z wypróżnieniem, gdy trafił do mnie, w ogóle nie chciał jeść, ale zaczęłam go karmić strzykawką i całkiem sporo mu wciskałam. Mimo tego nie załatwiał się przez 4 dni, dopiero po laktulozach, pastach odkłaczających zrobił kupę i też taką suchą, twardą. Na sekcji robionej kilka dni później okazało się, że jelita miał w atonii i to było przyczyną. Ta poprawa stanu kitka po narkozie raczej an pewno związana jest ze spuszczeniem płynu, mój też tak miał, że na chwilę lepiej się poczuł. Ale po spuszczeniu płynu on bardzo szybko narasta. Nie wiem, czy mieliście badania krwi- moj miał dwukrotnie, w odstępie 4 dni pogorszyły si ę dramatycznie, spadły czerwone ciałka, hemoglobina, hematokryt z niemal prawidłowych do takich w zasadzie na granicy życia. I to było widać bardzo, kociak z trudem oddychał, widać było, ze dusi się z niedotlenienia. Kot po prostu bardzo się męczył. Na sekcji okazało się, że wszystkie organy miał zajęte ziarniniakami, nic nie funkcjonowało prawidłowo. I dla doprecyzowania, to był wiejski, w zasadzie bezdomny kociak, do którego m.in. jeżdziłam na dokarmianie. Od chwili pierwszych objawów- gdy nie bardzo chciał jeść do chwili, gdy został uśpiony minęło 12 dni, już u mnie konkretnie był 5 dni. Taki przebieg ma ta choroba.
Leki, które dajecie- nie dają szansy na wyleczenie, jedynie na chwilowe przedłużenie życia, które i tak trwa w bardzo małym komforcie dla kociaka. Rozumiem, że po raz pierwszy zetknęliście się z tą chorobą, człowiek czuje, że to przecież niemożliwe, trzeba walczyć, może akurat mi się uda. Niestety- nie. To tylko przedłużanie życia, które w dodatku nie ma nic wspólnego z dobrostanem kociaka
Jedyne szanse na leczenie FIPA daje lek opracowany w USA- GS ( coś tam ). Ale po pierwsze, jest to bardzo droga terapia, wielotygodniowa, koszt to kilkanaście tysiecy złotych. Większym problemem jest, ze jest to terapia eksperymentalna i nie ma żadnej gwarancji skuteczności. Tu na forum były opisywane dwa przypadki, gdy ludzie zdecydowali się na nią. W każdym w pierwszej fazie leczenia była wyrażna poprawa. W pierwszym z nich, sprzed roku około (?) po kilku tygodniach leczenia FIP zmienił postac- nie pamietam jak i kociak zmarł. Drugi przypadek, sprzed kilku dni. Terapia została skonczona, byla przedłużona chyba ok miesiąc w stosunku do podstawowej. lekarz zdecydował o odstawieniu leków, po kilku dniach u kota wystąpiły bardzo poważne objawy neurologiczne i też zmarł. Chyba nie wiadomo, czy jako powikłanie leczenia, czy FIP po odstawieniu leku nagle wybuchł w innej mutacji. Przeczytajcie wątek o Synusiu, zanim pomyślicie, ze warto spróbować.
Piszę to wszystko, żeby Wam uświadomić, ze to choroba, z którą obecnie nie można wygrać, a ten kawałek życia, który ma kot z nią, to życie z bardzo powazną chorobą. Czasami najlepsze, co możemy dać naszemu zwierzakowi, to odejście, zanim zacznie naprawdę cierpieć.
Przykro mi