Matko, nie przypuszczałam że tak się skończy ta walka
I to w takim momencie
Prosisz o uwagi, więc napiszę to co mi się nasunęło:
- przede wszystkim, sekcja musi być jeśli chcecie dochodzić prawdy. Bez tego tak naprawdę nie wiadomo co się stało. Mogło być wszystko, Synuś mógł mieć nawet masywny wylew czy obrzęk mózgu. A mógł mieć mózg zdrowy i objawy mogły być spowodowane czymś innym - np. błędem lekarza.
Jak oskarżyć lekarza o błąd w sztuce skoro nie wiadomo na co kot umarł? Wetka użyje tego jako argumentu.
Wetka będzie miała na swoją obronę (i słusznie - bo ma do niej prawo) wiele innych argumentów. Trafił do niej na ostry, nocny dyżur nieznany kot z diagnozą bardzo poważnej choroby, leczony długotrwale silnymi lekami, w poważnym stanie neurologicznym.
Wet w takiej sytuacji ma zupełnie inne warunki pracy niż wet prowadzący kota, szczególnie gdy działa na spokojnie.
Nie wiem na ile wiarygodne są opisy - ale objawy neurologiczne były bardzo poważne i mogły sugerować zajęcie OUN.
Comfortanu nie wolno podawać kotom z ciężką niewydolnością nerek. Synuś takowej nie miał.
Może powodować depresję oddechową, ale wiele leków o takim działaniu może.
Dodatkowo gdy się walczy o życie - np. przy silnych, narastających objawach neurologicznych nieznanego jeszcze tła - czasem podaje się leki hipotetycznie niewskazane u danego kota, bywa że w ciemno.
Przy podejrzeniu obrzęku mózgu podanie silnych leków przeciwbólowych też nie jest błędem - robi się to by ograniczyć cierpienie zwierzęcia.
Nie chcę się wypowiadać czy podanie tych konkretnych a nie innych leków było prawidłowe w tym konkretnym przypadku i czy powinno się użyć może innych lub innych dawek - bo nie znam się na farmakologii ratunkowej.
Nie wypowiadam się też o wetce i jej kompetencjach bo ich nie znam.
Napiszę jedynie podsumowanie moich przemyśleń - uważam że bez wyników sekcji w takim przypadku trudno o jakiekolwiek sensowne działania.
Gdyby sekcja wykazała że Synuś miał masywny krwotok w mózgu albo obrzęk spowodowany stanem zapalnym (jak rozumiem objawy pojawiły się szybciutko po zakończeniu leczenia? które dodatkowo nie przebiegało gładko i były obawy o to że wirus nadal miesza i działa? Niestety mogło być tak że ostatnie wyniki sugerowały jednak toczący się, acz zduszony proces w mózgu który wybuchł z pełną mocą w momencie odstawienia leku) to jakie macie dokładnie zarzuty dla wetki?
Bo zrozumiałam że pracuje w klinice gdzie kocurek trafił na nocny dyżur a właściciele zgodzili się pozostawić go w szpitaliku?
Nie wiem jakie są zasady w tej lecznicy - ale zwykle wtedy jest tak że się z kotem nie siedzi przy klatce, wet nie dzwoni z zapytaniem o pozwolenie podania każdego leku etc.
Nie znam szczegółów, nie chcę by zabrzmiało to tak że bronię w ciemno wetkę i uważam że jest ona bez winy.
Nie wiem czy zawiniła czy nie, czy popełniła poważny błąd czy nie. Tu by się musieli fachowcy wypowiedzieć.
Ale tak w sumie nie wiem nawet o co chcesz ją oskarżać i co jej zarzucasz.
Podała leki które się stosuje u kotów w takich przypadkach. Kocurek trafił do niej z objawami neurologicznymi, z opisu wizyty wynika że poważnymi. Sztywność przednich łap, oczopląs, zanik czucia głębokiego
Nie wiemy nawet co było przyczyną śmierci kocurka
Równie dobrze mógł trafić do lecznicy już umierający.
A wet na nocnym dyżurze w lecznicy też ma swoje ograniczenia.
Co do braku chęci do wydania zwłok kocurka warto się dowiedzieć jakie ta lecznica ma ogólnie zasady, bo czasem nie chcą wydawać zwłok gdy nie ma się potwierdzenia że zwierzę zostanie skremowane lub pochowane na cmentarzu dla zwierząt.
Rozumiem złość, rozgoryczenie i wszystkie te inne uczucia
Po takiej walce, taki finał
Ale jeśli właściciele są pewni że wetka zawiniła, że popełniła poważne błędy - muszą zrobić sekcję.
Może wtedy zmienią zdanie - bo wykaże np. bardzo poważne uszkodzenia mózgu. I okaże się że nikt błędu nie popełnił, los był przesądzony, nic nie można było zrobić, a dzięki podanym lekom kocurek nie cierpiał.
A może to będzie dla nich najważniejszy argument w walce z wetką.
Jeśli nie zdecydują się na sekcję i to profesjonalną - to za chwilę będzie za późno, o ile już nie jest
.
I nigdy nie dowiedzą się co zabiło ich kocurka, ani nie udowodnią błędu w sztuce wetce - jeśli go popełniła.
Możesz wyjaśnić na czym polegało zabranie kocurka przez wetkę i nie oddanie go?
Właściciele domagali się oddania kota a wetka mówiła że nie odda? Chociaż nic poważnego mu nie dolega? Nie odda bo tak? Trudno w to uwierzyć skoro w karcie są opisane takie objawy jak oczopląs i przeprost przednich łap, brak czucia głębokiego etc. Chyba że sugerujecie sfałszowanie karty? No ale skoro właściciele zdecydowali się lecieć na nocny dyżur to raczej stan był poważny i niepokojący. Jeśli opis w karcie jest prawdziwy to pozostawienie kota w szpitaliku było uzasadnione.
Czy przekonała ich do pozostawienia go?
Bo to jest bardzo duża różnica w temacie oskarżeń.