Jeśli nowotwór, to zawsze jest ryzyko przerzutów. Malutka miała mastocytomę na uchu (wycina się z dużym marginesem) i ryzykiem przerzutów. Wiek wtedy jakieś 6-10 lat, przewlekłe zapalenie trzustki i kiepskie jelita. Zaryzykowałam i się udało - w lipcu miną 3 lata. A wtedy było już tak, że nie bardzo jej wróżono jakąś przyszłość. Nie robiliśmy biopsji jelit, bo jak stwierdziła moja (mądra) wet: jeśli są przerzuty, to i tak nic z tym nie zrobimy, a jeśli nie ma, to nakłucie może zrobić nowe ognisko (jeśli kot ma skłonności do świrowania mastocytów, to każdy uraz - nawet otarcie naskórka czy inny stan zapalny daje ryzyko powstania zmiany). Nerki wtedy też ciągle dawały wyższą kreatyninę (nawet do 2.8 przy normie do 1.
, duży mocznik, podwyższone SDMA (teraz są w normie - kreatynina koło 1.5-1.6). Mam nadzieję, że jest OK (bo przecież kota po centymetrze nie sprawdzimy). Pozostaje nadzieja, ale jakby coś, to i tak było warto dla tych 3 lat.
Przy Nefretete było chore serce (zaawansowana kardiomiopatia + nadciśnienie), nerki (duże zmiany strukturalne) i wiek koło 8-12 lat. Nie ryzykowaliśmy operacji (guz w pobliżu serca drażniący osierdzie), bo na wyjście z narkozy przy całokształcie swojego stanu graniczyłoby z cudem, a rokowania właściwie żadne. Jak zaczęła tracić apetyt i zaczął się szybko zbierać płyn w worku osierdziowym, posłaliśmy ją za Tęczowy Most.
Kicia rodziców lat 4 - nowotwór mózgu; generalnie zdrowa, ale tak rozlany, że szanse na operacje żadne. Gdy zaczęła mieć napady bólu i zaburzenia świadomości, posłaliśmy ją za Tęczowy Most.
Także nie ma reguły i zawsze jest ocena, czy warto (i niekoniecznie zależy od wieku). Na pewno
osobiście nie zdecydowałabym się na chemię, ale na radioterapię przy skupionym guzie już tak o ile dawałaby szanse choć 50% (chyba w Czechach robią dla kotów - w Polsce ponoć też coś tam dla zwierzaków powstaje, ale nie pamiętam gdzie).
...