Witam.
Jestem na tym forum pierwszy raz, wiec z góry przepraszam za jakieś niedociągnięcia...
Trafiłam tutaj szukając informacji o kociej białaczce zakaźnej, bo pierwszy raz spotkałam się z tą chorobą. Wczoraj zdiagnozowano ją u mojej kotki (rok i jeden miesiąc). Od wczoraj próbuję przekopać się przez wątek, ale jak wiecie postów dużo, a czasu mało...
Kicia jest po sterylce, nie wychodząca w ogóle, zaszczepiona na podstawowe choroby, na co dzień wulkan energii. 10 dni temu podczas miziania wyczułam na jej szyi jakiś twardy guzek, odczekałam do poniedziałku, bo kicia nie dawała żadnych innych oznak choroby, po czym gdy nie zniknął umówiłam ją do weta. Dzień przed wizytą na łopatce pojawił się miękki guz. Wet zrobił biopsję (podejrzewał chłoniaka), ale na igle została ropa. Kicia dostała więc antybiotyk w zastrzyku, przeciwbólowe i antybiotyk do domu. W piątek na kontroli wet potwierdziła moje obserwacje, że guz się znacznie zmniejszył, węzeł chłonny również odrobinę. Radość niestety nie trwała długo, ropień co prawda zniknął, ale u kizi samopoczucie znowu spadło, w środę przestała jeść, czas spędzała siedząc nawet w nocy. W czwartek kolejna wizyta, badanie krwi i test FIV i FELV, ten ostatni niestety dodatni
Oprócz powiększonych węzłów okołożuchwowych i podkolanowych, wyczuwalna palpacyjnie jakaś masa w brzuszku wielkości śliwki. Podano kroplówkę, rozkurczowe, poprawiające trawienie, itd. (jeśli potrzeba napiszę dokładnie nazwy). Po lekach mała zaczęła troszkę jeść, rano przyszła nawet na mizianko. Niestety noc znów spędzona na siedzeniu, w kuwecie jedynie siusiu.
Dzisiaj znów wizyta, podejrzenie, że zmiana w brzuszku to chłoniak jelit, odłożone usg, bo kicia odczuwa wyraźny ból przy dotykaniu. Podano Bupaq multidose, synulox rtu i dexa-ject. I padły pierwsze słowa o "poprawie komfortu życia"... Wczoraj zdążyłam przeczytać pierwsze 20 stron wątku, więc spytałam o leczenie, wet na to, że jest virbagen, ale tylko podaje się go bezobjawowym, z rozpaczy nie umiałam sobie przypomnieć interferonu, a na cykloferon, że kiedyś sprowadzali, ale nie było u kotów żadnej odpowiedzi na ten lek.
Zgłupiałam totalnie, bo wczoraj była mowa, że nie ma anemii, że wyniki krwi całkiem dobre, a od dwóch m-cy do kilku lat, a dzisiaj już tylko "poprawa komfortu życia" i najwięcej pół roku...
Nawet teraz ryczę na samą myśl.
Po dzisiejszych lekach kicia wręcz rzuciła się na karmę, pierwszy raz od środy usnęła w pozycji innej niż siedząca. To pewnie zasługa sterydów, mam rację?
I co dalej, naprawdę niewiele więcej się da zrobić?
Wstawię jeszcze wyniki krwi:
MCV (śOK)50,5 norma 39-55
MCH (śMH) 16,5 N. 13-17
MCHC 32,6 N. 30-36
OB
erytrocyty 10,42 n. 6,5-10
hematokryt 52,6 n. 24-45
hemoglobina 17,2 n.8-15
leukocyty 6,3 n.5,5-19
trombocyty 107 n.200-600
limfocyty 1,2 n.1,5-7
monocyty 0,8 n.0-0,9
Błagam pomóżcie......