Super że żyjesz. Ja zdycham. Żeśmy się z Dyktaturą zaraziły jakimś wirusem i kaszlemy - ja w Koszalinie, Ania we Wrocku. A że nad ranem obudziłam się z gorączką to podreptałam grzecznie do przychodni po L4.
Współczuję, życzę, żeby jak najszybciej minęło MB&Ofelia to samo, zdrówka i jeszcze raz zdrówka! Niestety, to taka pora roku, ze się wszystko człowieka czepia...
Yup. sądząc po dodatkowych objawach to była reakcja mego organizmu na spadek odporności (bo ciepło/zimno/sucho/mokro zmienia się zbyt intensywnie). Karambę nadal smaruję łagodzącym po pupie, nie zatyka się ponownie; Odyś w ramach podziękowania za pomoc w zrobieniu kupki co nie chciała wyjść podrapał mi rękę, że wygląda jakbym się cięła; wszystkie koty usiłują wleźć do łazienki gdzie siedzi uratowany spod śmietnika fikus (po 17ej go odbiera nowy dom). Dzieje się.
Oddałam Dżeffko do adopcji i mam depresję poadopcyjną . Trzeba było - bo ten ficus rozrósł sie za bardzo, będziemy się przeprowadzać i pojadą same firmowe rzeczy, więc byłby problem (na dół wywoziłam go na krześlena kółkach - inaczej nie było mowy). Niby to tylko kwiatek, a jakoś tak smutno i pusto.
Jak znalazl dobry domek, to nie martw sie, nie zrobia mu krzywdy A po przeprowadzce może znajdziesz dla siebie mniejsze drzewko, z którym będzie łatwiej? Tak w ogóle, to byłam przekonana, ze ten Fikus, to uratowany kotek Tylko nie wiedziałam, czemu go piszesz małą literą.... Już można się śmiać
Ten fikus beniamina (którego kumpela ochrzciła Dżeffkiem) był ze mną tu w pracy dobre 10 lat. Generalnie nie mam tzw. "zielonego kciuka" ani specjalnego nabożeństwa do kwiatków (bo jak nie zabiją ich kotki, to mnie się uda) ale tego udało mi się odhodować od 2 rachitycznych gałązek (50 cm) do naprawdę sporego, ładnego drzewka (1,50 m wzrostu). Wierzę, że dobrze trafił i wiem że sama nie miałabym opcji przewiezienia do nowego biura jak się już będziemy przenosili. Firma dała nam maleńkie skrzydłokwiaty - mój po przesadzeniu do nowej doniczki oddałam ojcu (bo on to kocha) i zostałam z 2ma co sobie smutno więdły. Tak że roślinki mam...
Mam nadzieję że nie będę się przeprowadzać w przewidywalnym czasie - mam w domu palmę sięgającą sufitu. W wielkiej donicy. Trzeba by było kilku chłopa do zniesienia jej z czwartego piętra O ile to wogóle możliwe...
A w ogóle to się zaczęło od tego, że w środę zgarnęłam wywalonego fikusa beniamina (dużo mniejszego). Zamknęłam w łazience i wrzuciłam na grupę śmieciarkową, z pytaniem czy ktoś mógłby zebrać, bo ze względu na koty nie mogę takiego zatrzymać a na dworze nie przeżyje. W pół godziny były 3 chętne - pierwsza dostała śmietnikowego, a ponieważ drugiej bardzo zależało i w ogóle, to jej oddałam tego z pracy. Bo w sumie tak czy siak musiałabym. Ale się człowiek w sumie przyzwyczaił...