Oglądam Wedelka. Fotki zrobiła mimbla64. Za co jej dziękuję prze bardzo.
Taki już ładniusi jest. Taki spokojniejszy. Choć oczy cały czas smutne.
Mój chłopczyk. Tak się o niego boję ,że aż mnie boli w środku.
https://photos.google.com/share/AF1QipN ... M3ZUVqb2l3Tutaj moja produkcja. Gdy pierwszy raz rozciągnął się tak swobodnie

Kilka tygodni przed pogorszeniem zaczął spać z nami w łóżku. Sam nie zawsze wchodził. Ale zabrany zostawał. Którejś nocy Janusz ogarnął go ramieniem, wtulił w siebie i okrył kołdrą. Bałam się ruszyć by chwili nie spłoszyć. Myślałam,że zaraz się Wedzik odkopie i pójdzie sobie. Ale on został przywarty do TŻ-ta. Zasnął. A ja z nimi. Co się budziłam to dalej tak trwali. Czy to już był znak, że idzie gorsze?!
Brałam go też do siebie. Kładłam się z nim na piersi. Głaskałam łepinkę, całowałam nosek i gadałam do niego. Najpierw był spięty. Często schodził. Ale z każdym "numerkiem" zaczął rozluźniać się. Układać. Drzemutać. Jeśli ze mnie złaził to już nie na podłogę. Tylko polegiwał obok. Czasem całą noc tak był. Potem sam właził. Potrafiłam go zastać w barłogu zwiniętej kołdry wraz z innymi kotami. On dopiero odkrywał te fajne strony domu. Wygodę. Ciepło. Pełną miskę. Naszą miłość i starania. Zaczynał nam wierzyć. Mniej cierpieć bo leki swoje robiły. Gdzie tutaj sprawiedliwość?!