MalgWroclaw pisze:Mam nadzieję, że lepiej się macie. One wszystkie wiedzą.
Mam taką nadzieję, że Perełka wiedziała. Ostatnie dni to był ból i tęsknota za "swymi ludźmi". A oni nawet nie zadzwonili w jej sprawie.
Wczoraj był taki u nas przymrozek, że wodę musiałam kuć. Kropunia niczym innym nie była zainteresowana tylko pojeniem się. W lesie też mi sie zeszło by wybic z wiaderka lodówkę a nie uszkodzić go. Pokazały się w chaszczorach dwa czarne, dzikawe. Nie widać już długo Buni. Bardzo się martwimy. Ona i Budryś urzędowali na pobliskich kortach. Znalazły sposób by wpełznąć pod plandekę. Nie odkryłby tego posiadacz gdyby nie ślady łapek na śniegu. Wiem, że właściciel odgrażał się ,że koty włamywaczy zlikwiduje. Może to uczynił?
Coraz częściej myślę, że Budryś umarł nagłą śmiercią. Pies może? Zbyt chory nie wychodziłby na stołówkę. Musiało go coś tam dopaść. A ostatnio kręciły się bezpańskie w amorach.
Trudno mi Budrynia z głowy wybić. I Burasię. Wczoraj idąc od nich łykałam łzy. Nie mogę się powstrzymać by Budrysa nie chcieć wołać. Słowa więzną w gardle. Głupi człek jest niesłychanie ,że do dzikunków przywiązuje się.
W domu Ulinek sie gorzej czuje. Obserwuję ale okrutnie prycha noskiem. Mila słaba ale nie daje się. Wedzik żyje, jak Mila, chyba powietrzem głównie. Rozpakowałam mu RC bejbiki (suche) i zjadł. Ciekawe na ile mu zapału starczy do tego dania. Mila jeno powąchała. Reszta dostała szaleju by choć skubnąć.
Znowu ruch o Yodę się zrobił. Każdy ma zabezpieczone okna i balkony. Przeważają domy w super bezpiecznej okolicy. Tylko... koty jakoś giną i smutno bez nich jest. Druga opcja to "wybór kota". Jak nie będzie chciał wychodzić, to nie pójdzie. Telefony dzwonią i każdej porze dnia i nocy bo każdemu się wydaje ,że ma prawo do takiego bezczela. Kota chce! A to winno wystarczyć.
Jest też powtórka z nie czytania ogłoszeń. Jest za to udowadnianie usilnie,że NIE ma w nich nic o czym wspominam. Czyli dokocenie lub dwupak, umowa adopcyjna, wizyta przed, zabezpieczenia... O tym ,że adopcja darmowa pamiętają. Wczoraj pan co zadzwonił po 21,30 (odebrałam bo Janusz bez telefonu ruszył do pracy ) ,czytał mi osobiste moje wypociny. Po to by mnie ciemnej udowodnić ,że niczego podobnego nie umieściłam. Przyjemnie było słyszeć jak mu głos zwalniał w miarę wymieniania kolejnych punktów. Ostatecznie zbyłam go. Facio niby wszystko miał wedle życzenia ale nie miał chęci czekać na rozwój adopcji tylko rano po kota by przyjechał. Wszak na słowo winnam uwierzyć. Są próby zastraszenia, przymusu, obrażania, agresji, "przekonywania" że moja wiedza o kotach jest mocno znikoma i tworzę fikcyjne bariery a koty latami w klatkach siedzą... Inwencja jest wielka. Gdyby każdy kto chce kota w typie rasy, poświęcił choć część tej energii na ratowanie bezdomnych żyć, to nie było by zwierząt w schronach.
A teraz fot kilka tych latami siedzących w klatkach.
Florek na leniwca bawi się kulką. Po naszej prawej Yoda i Yoco. Na fotelu-drapaku

Tomiś. Na posłanku Mila. Wszystko zakluczone za kratami. We uwięzi.


