MalgWroclaw pisze:Jak się macie?
Zimno. Woda zamarzła tak grubą warstwą, że z trudem ją rozbiłam. Nawet mi sie udało wlać mroźny płyn do paputka gdym obcasem ją trzepałam. Oby do jutra wyschły. Ciepłe spodnie jakie dostałam od Halinki są cudnie grzejące moje oponki udowe. I poślady upasłe. Jestem jej dozgonnie wdzięczna za taki fajnisty prezent
W domu ... glistowo. Znalazłam w wymiocinach robala. Janusz aż z okularami przyleciał by obejrzeć to to. Wedle niego to była nić z drapaka jaką czasem "spożywają" podczas zabawy. Ale nie według mnie. Małż gapiący się nad moja głową , nie wiedzieć czemu, rzucił
żyje?Podniosłam robala zgarniętego w papierowy ręcznik i gadam
zapytaj jej Coś co odwlekałam , czyli odrobaczanie, musiałam zrobić. Nie znoszę tego. Nie wszystkie chcą współpracować. Raczej jednostki godzą się na dobrowolne otwarcie pyska. Paniusia chadzająca od kota do kota, krokiem mocno skradającym się, wzbudziła popłoch totalny. Co niektóre walczyły zażarcie o życie chyba. Misiu tak się darł ,że sroki z bloku na przeciwko uleciały

Potem zdziwiony ,że to już "po" wyleciał z pokoju jak z procy. Nawet nie zauważył ,że tabletkę dostał. Chorutkie i słabe dostały połowę porcji. Dziś powtórka z drugą. No i królowa współpracy

została. Czyli Bianka. Ale ona tylko z nerami zje. A ner nie było. Choć i z nimi będzie kłopot. Moje uważne spojrzenie wywołuje u Biusi ... brak apetytu. Ona wie, że coś knuję i od razu przestaje być głodna

No nic, zobaczymy. Kciuki by się zdały.
Przez ich brak , czyli ner, wieczory są nijakie. Koty już kole 18 chadzają spacerowo od pokoju do kuchni. Zerkając na mnie z mocnym wyrzutem. By je nie drażnić ograniczamy w tym terminie zaglądanie do lodówki i glamanie przekąsek. ostrzenie noża jest surowo zabronione. Prawie Janusza zlinczowałam za chęć zrobienia tego, celem pokrojenia stwardniałego schabu. Miał sobie mięsko chechłać na kebaba bo ostrość jest nie wskazana.
Czekam na wieści czy
przyjszły nery dziś. Bo przede wszystkim dzikunki są nie pocieszone.
Wrócę do Florka. Naumiał się wskakiwać na wyrko i wystarczy ,że jakiś ciał leży on melduje się. Janusz poszedł na noc. Jam się do ściany samotnie utuliła by przód łóżka był do dyspozycji futer. W ciemnicy, perszigiem, wskoczył Florek. Na początek dał całuska i uwalił wzdłuż ciała. Ale zauważył wolną poduszkę. jednym kicnięciem wskoczył i rozłożył na całej długości. Mruczał. Byłam odwrócona do niego twarzą. Rękę podłożyłam pod policzek. Najpierw wyciągnął łapkę i wsunął w moja dłoń. Potem przysunął się nos w nos. Nie wypaćkał zębów i capił saszetką. Ale to nic. Leżymy sobie. Mnie zaczęły oczka się mrużyć. Gdy poczułam jak Florcio wpycha swą głowiną pod mój policzek. I tak utknął między dłonią a twarzą. Cieplusi. Mruczący. Zadowolony. I... ociekający z zadowolenia śliną. Wzruszyłam się bardzo jego ufnością wielką i szukaniem bliskości z człowiekiem. Poleżeliśmy sobie chwilkę. Jednak urocza chwila została przerwana przez Yodę ,który nas zadeptywał szukając najlepszej pozycji do uwalenia. Klnąc przy tym i ćwierkoląc. Florek odpuścił. Zeskoczył i tylko słyszałam jego charakterystyczny krok zmierzający do drugiego pokoju. Fajny z niego futrzak się robi!