» Pon lis 18, 2019 8:43
Re: PILNE ! Maly kociak a wyszycie cewki moczowej
[quote="dune"]Ale jak to na balkonie w kuwecie ?
To ten maluch był "czyjś" a nie znaleziony gdzieś piwnicy czy śmietniku ?
Będzie dobrze
Jak się uparlas to będzie [emoji106]
Tak, był czyjś. Szłam 21 września rano z zakupami do domu. Usłyszałam pisk. Przystanęłam przy trawniku i spomiędzy sztachet ogródka wypełzło małe bure coś. Piszczało strasznie. Weszłam na trawnik spojrzałam do tego ogrodka a tam po brzegu balkonu parterowego biegało czarne coś i też się darło. Był tak zdesperowany , żeby się stamtąd wydostać, że w końcu stamtąd spadł po betonowych schodkach. Wzięłam oba na ręce - mieściły mi się oba na jednej dłoni... Brudne, mokre, smierdzące i obsrane. Same. Kuweta na balkonie. Poszłam do domu po ręcznik i najpierw zaszłam do sklepu zoologicznego żeby zostawić numer tel bo może ktoś będzie chciał dać domek. Ja mając mamę, która ledwie toleruje już Rycha wiedziałam, że mi nie pozwoli ich zatrzymać. Ale wiedziałam jedno- trzeba ratować. W zoologiku jakiś pan wziął czarnego a z tym poszłam do veta. Mały na tamten moment miał 4 tygodnie, był wychłodzony, głodny , miał zapalenie dupki. Już domu dzwoniła do mnie kobieta, że mam oddać kotka bo to ich. Powiedziałam, że absolutnie, bo kocich niemowląt nie trzyma się na balkonie w takich warunkach. Jeszcze kilka razy dzwonili chyba z mężem i straszyli (baba wręcz się w pewnym momencie darła i klęła), że jak nie oddam to będę miała kłopoty. W końcu odpowiedziałam , że to oni bedą mieć kłopoty jak nie przestaną do mnie dzwonić. A pani z zoologicznego prosiła, żeby absolutnie nie oddawać małego bo to rodzina patologiczna, która już ma sprawę za psa i matkę maluchów baba sama zabiła oknem - przytrzasnęła. Maluchy były trzymane 4 dni na balkonie w kuwecie. Bazyla przez pierwsze kilka dni trzymałam na butelce. Przechodząc tamtędy widziałam, że kuweta znikła już na drugi dzień, a miska prawdopodobnie ze zwykłym mlekiem i drapak po kilku dniach. Czarnego namierzyli i odzyskali niestety. Myślę, że tamten i prawdopodobnie był trzeci- już nie żyją. Bo skoro my już dwa miesiące walczymy o zdrowie i życie- to czy tamta rodzina tak się tamtymi zajęła ? Watpię. Jak się naumiem wstawiać tutaj zdjęcia to pokażę i małego i Rycha .
P.S. I jeszcze szukając zaszli do właśnie tamtego zoologika-- stąd wiem jak było. Jeszcze babsztyl mówiąc, że w kuwecie je trzymała powiedziała- no wie pani- trzy koty w domu to śmierdzą !