Ja tak się śmiałam ostatnio, bo jak ktoś nie umie robić zdjęć (ja) i doda filtry to naraz jest artystą i zdjęcia robi artystyczne. Więc wiecie - cała tajemnica tkwi w gotowym filtrze
Moli25 pisze:Lubie takie brzydkie zdjęcia
jest na co popatrzeć i oko cieszy
ja jakoś nie bardzo lubie zdjęcia czarno-białe. one mają niesamowity klimat, melancholie.
niestety ale one MI się kojarzą wiadomo. ale ja się nie znam na fotografii
popodziwiać zawsze uwielbiam
Piszesz, że nie bardzo lubisz czarnobiałe zdjęcia, a potem, że one mają klimat imelancholie - nie lubisz zdjęć, które "zmuszają" Cię do takich nostalgii i wolisz kolorowe zdjęcia? W tym sensie? Czy w tym, że dzisiaj często zdjęcia czarnobiale obrazują kogoś zmarłego?
Mnie czasem nieuzasadnione robienie zdjęcia czarnobiałego nie podoba się własnie dlatego, że mam wrażenie, że osoba na nim jest zmarła. Ale to też zależy kto i jak, w jakim kontekście pokazuje zdjęcia. Np, gdybym pokazała trzy koty a jeden czarnobiały to by wyglądało jakby ten jeden był już za TM.
Dlatego tak nie robię. Jak już daje czarnobiałe to jako jedno z wielu lub jest to uzasadnione i nie przywodzi takich myśli (mam nadzieję, bo w końcu nie wiem co siedzi w obcej głowie).
Kolor w zdjęciu jest dodatkową informacją. Jeżeli odrzemy zdjęcie z tej informacji to nagle staje się ono bardziej czytelne. Nic nas nie rozprasza, nie błądzimy wzrokiem. Ale nie zawsze tak to działa. Czasem nieumiejętna konwersja do bw pozbawia zdjęcie sensu w momencie, kiedy kolor odgrywał dużą rolę. OCzywiście wszystko można sfotografować w bw, bo przecież większość zdjęć była robiona na takim materiale i nic im nie brakowało, tylko zależy w jak się to zrobi. Trzeba zrobić tak, żeby to co chcemy pokazać było czytelne.
Ja kocham czarnobiałe zdjęcia. A im więcej w nich melancholii, nostalgii czy brudu tym lepiej
A wracając do kotów to Kubi mnie coraz bardziej kocha
Przychodzi do mnie spać do łóżka na noc, nie ma też ranka, kiedy po jedzeniu i wybawieniu, nie przyszedł by do mnie na kołdrę i zawsze tak się położy, że leży na mnie
A rano ja się ruszę to idzie przez łóżko i patrzy czy już wstaję. A jak idę do łazienki to idzie za mną i siedzi przy mnie. Mogę go wziąć na kolana i całować po główce i przytulać i siedzi cierpliwie odliczając sekundy, ale wcześniej nawet momentu nie chciał usiedzieć. A wiecie, był to kot, który z bliskością miał nie wiele wspólnego. A teraz sam przychodzi, żeby go przytulić
Kupiłam kotom do kontaktu felisept i nie widzę różnicy. Podobno 30 dni to ma być w kontakcie aż się powietrze wysyci, ale jakoś feliway mi się zdawało, że działał, a tu nic nie widzę. Myślałam, że koty będą chodzić po chmurkach ze szczęścia, a jest jak było ino 80 zł mniej w portfelu
ps. u nas jest ten problem - tak myślę - że Kubi chce być smcem alfa w stadzie, a wcześniej Marysia taka była. I Marysia jest trochę tępiona przez Kubiego, w takim sensie, że on na nią napada tak jak na Tosię. I MArysia musi się denerwować. Myślałam, że feromony do kontaktu pomogą i Kubi nie będzie takim dominatorem. Tak ogólnie jest super, ale są co dzień incydenty napadania na Marysię ( i Tosię, ale Tosia też napada na Kubiego. Marysia napada tylko na Tosię - to wszystko są zabawy, ale jak Kubi napadnie na Marysię to jest koniec świata). Mam nadzieję, że Kubi z tego wyrośnie i że z czasem będzie coraz rzadziej tak robił, bo w sumie widzę poprawę przez te dwa lata. Ale jednak. Kubi lubi tak sobie przyjść i wejść na słabszego i go męczyć. Tosia nie zawsze potrafi uciec z takiego uścisku, ale w końcu się wyśliznie, a Marysia od razu alarm i ucieka. A tak to siedzą obok siebie, jedzą razem, Marysia nie ma nawet oporów, żeby włożyć nos pod ogon Kubiego i mocno się zaciągnąć
Wczoraj Marysia też twardo siedziała, kiedy Kubi się na nią rozpychał na moim łóżku i nie chciała zejść - więc jakieś tam odruchu w Marysi też pozostały, żeby wygrać w danym starciu
Akurat mogła leżeć i nie byloby problemu, bo często leżą wszyscy na łożku, tylko że akurat leżała na brzegu i mogła spać. A Kubi tylko się rozpychal leżąc, nie napadał. Tyle, że mam wrażenie, że to Marysia wolałaby dominować nad stadem a tu naraz pojawia się Kubi, który wchodzi na jej stanowisko i ona jest strącona z piedestału. A Kubi jeszcze wyrósł na wielkiego kocurra i naprawdę samiec alfa pełną gębą. I myślę, że dlatego też MArysia się wylizuje, bo tak rozładowuje napięcie. Wetka z Zabrza w ogóle mówila, że źle, że MArysia nie wychodzi na dwór
dziwna teoria. Ale ponoć koty wychodzące lepiej radzą sobie ze stresem. A MArysia wychodzi codziennie na korytarz. To dużo jej pomaga. Teraz mamy nowych sąsiadów i to aż trzech. Już nie ma u nas kameralnie. I trochę tak głupio wyprowadzać koty na korytarz po nocach. A każdy nowy sąsiad remontuje na potęgę i dopiero jest na korytarzu ciekawie. A może będzie nawet pies w mieszkaniu obok. Więc Marysia ma bardzo dużo spraw do kontrolowania. I codziennie o odpowiedniej godzinie domaga się wypuszczenia. A teraz jest już zimno i boję się, że koty się przeziębią. Ale trudno. Tym bardziej odkąd tamta wetka z Zabrza powiedziała, że wychodzenie jest dobre dla psychiki kota to Marysia będzie wychodziła nawet kiedy jest zimno. Trudno :/