Z cyklu: Jak przy pomocy dobrego serca zaszkodzić kotu...
Bunguś świetnie zniósł pierwszą chemię, a po jej zakończeniu z każdym dniem kupy były coraz lepsze, po paru dniach wręcz wzorowe.
W międzyczasie kupiłam dla podblokowców prfect fit z wołowiną. Otwarcie torby wywołało atak moich kotów, połączony z namolnym domaganiem się, aby poczęstować je tymi pysznościami. Żebrał nawet Bungo, który w zasadzie suchego się nie tyka. No to im dałam...
Przez 3 dni Bungo zjadł ok. 15 chrupek. Trzeciego dnia - kompletny brak apetytu, a w kuwecie masakra, płynna kupa z wystrzałem. Po wyjściu z kuwety Bungo z trudem wczołgał się na łóżko i tam padł, drżąc na całym ciele. Po pół godzinie doszłam do wniosku, że coś go boli i podałam bunondol. Drżenie ustąpiło, ale kot był nadal jakby nieprzytomny, oddychal tak płytko, że chwilami tego oddechu nie wyczuwałam.
Więc do weta. Pobranie krwi, badanie kroplówka, po której ożył. Nadal nie chciał jeść, a w kuwecie ciut lepiej. Wyniki - idealne, trzustka w porządku, spadł nawet cukier, który poprzednio był nieco powyżej normy. Na usg wyszło, że zmiany nowotworowe zmniejszyły się do 0,33 cm, a więc sporo. Dostał steryd i catosal w iniekcji. W nocy znowu rewolucja w kuwecie, ale zaczął jeść i czuje się nieźle.
No i wszystko wskazuje na to, że załatwiłam biedaka tym perfectem. Jego przewód pokarmowy jest tak zrąbany, że nie toleruje żadnych nowości.
Dobra pańcia ze mnie, prawda?