I tu mi się włos na głowie jeży, bo mój Rysiu fatalnie znosi podróż do weta, fatalnie to delikatne określenie.
Jest to dla niego tak traumatyczne przeżycie, że mam uzasadnione obawy, że kiedyś z kontenerka wyciągnę go martwego
Kogoś kto przyjedzie do domu pobrać krew na swoim terenie nie mam szans złapać.
Nic, trochę tylko marudzę mus to, to mus.
egwusia pisze:makrzy pisze:....
Ostatnio zajęta jestem bardzo bo łapię i kastruję koty "pracowe"
Do tej pory wycięte 3 i złapane dwa maluszki (już w swoich domach).
To dopiero jakieś 40% z tego co trzeba zrobić.
Kilka osób deklarowało pomoc, na gadaniu się skończyło.
Puste gadki najbardziej wkurzają :( Samo karmienie, to nie jest pomoc tym kotom
Właściwie mogę liczyć tylko na niedawno poznaną Sabinę i jej syna
...
Niedawno i ja twierdziłam,- NIE DOKARMIAJ- STERYLIZUJ !!!
ale teraz mówię
- makrzy, nie narzekaj
Niech dokarmiają, ciachanie jest jednorazowe- jak się "akcja" skończy będzie łatwiej.
Ja na moim letnisku cieszę się kiedy latem nie widzę kotów, znaczy letnicy dokarmiają. Teraz , dopóki jeszcze mieszkam (może jeszcze z tydzień, max dwa) przychodzą do moich misek .
Dzikie dziki.
Rude - ok 7szt ( cztery wycięłam - tylko jedna to była kotka )
Biało rude - dwie ( cudem udało się dzikuny wiosną złapać i wyciachać- obie kotne )
Jednego (jedyny szary na moim terenie- tylko z rudą plamką na nosie ) staram się oswoić bo wydaje się najbardziej podatny.
Tak, że wiesz....bo zawsze może być gorzej
Nie jestem przeciw temu, że dokarmiają
Uważam tylko, że długofalowa, rozsądna pomoc tym kotom to nie tylko pełna miska, to ciepły kąt, którego nie ma gdzie póki co postawić i...
KASTRACJA
Marzę o dniu kiedy będę mogła powiedzieć, że wszystkie moje "pracowe" koty są wycięte