Jutro rano w drogę. Jedziemy do Polski centralnej, świętować osiemnastkę dwóch młodych ludzi. Zapowiedziałam już w hotelu, że przyjeżdżamy z kotem. Praktisek zostaje w domu z Bapcią - dostanie dwie kuwety, bo Bapcia z zasady po kotach nie sprząta, żarcie, wodę i puszczeczki w lodówce - puszeczki Bapcia obsługuje.
Zapowiada się, że jeszcze przez dwa miesiące bedzie u nas mieszkał, bo dziecko cały czas nie ma mieszkania i będzie przez dwa miesiące opiekować się mieszkaniem i psem koleżanki. Zwierzaki pewno by się dogadały. ale koleżanka ma alergię na koty. A drugie imię Praktisa to Alergen... Bapcia szczęśliwa...
Przyjrzałam się dziś mojemu kotu - drogę od bramki do pracowni pokonał dziarskim, szybkim krokiem, nie utykając ani nie bucząc. Wczoraj po powrocie z pracy przemaszerował przez podwórze i wkicał energicznie na pierwsze piętro.
A jeszcze niedawno trzeba go było znosić i wnosić na górę, na działce sukcesem było jak od domku do rzeki się doturlał (ale już sam nie wracał), podczas wychodzenia z samochodu tylne łapy mu wypadały, nie wychodziły. Myślałam, że już może być tylko gorzej.
A jednak nie
i codziennie cieszę się patrząc jak staje się sprawniejszy i odzyskuje chęć do życia. Wczoraj nawet z własnej woli bawił się metrówką, stawał na dwóch łapach i zaczepiał Maszę