morelowa pisze:W domu?
Tak. W domu. Nie wiem jak.
Nasza wetka powiedziała, że musiała upaść i, sądząc po rodzaju złamania, sytuacja była dla niej takim zaskoczeniem, że nie miała szansy na próbę amortyzacji.
Wróciłam dwa tygodnie temu w sobotę z pracy, weszłam do łazienki i nagle, nie wiem jak to określić..., „włomotuje” się do niej Antosia. Z hukiem. Przemieszczała się, co chwilę przewracając na wszystkie strony jednocześnie, wpakowała się do kuwety, załatwiła leżąc, wyłomotała się z niej i wydając z siebie przedziwne dźwięki przetoczyła z powrotem do pokoju.
Myślałam – atak padaczki, udar, atak serca, jakiś problem neurologiczny. Tylko lewą łapkę miała jakąś taką dziwną. Chłodną i jakby mniejszą. Capnęłam do transportera i do weta.
Wetka obmacała również tę łapkę i – jest złamana. Zrobiła rtg i wyszła masakra. Odpryski kości uszkadzały główny nerw, ale na szczęście go nie przerwały.
Dostałam listę ortopedów w Warszawie i okolicach, którym można zaufać, telefon do łapki... Udało się ją umieścić na Powstańców Śląskich.
Antosia nie ma już lewej tylnej łapki, ta jest lewa przednia. Gdyby nie dało się jej uratować...
Na dwóch prawych nie poradziłaby sobie.
Na wczorajszej konsultacji okazało się, że będąc w klatce złamała ją sobie jeszcze raz.
Ja jej to zrobiłam.
Musiałam włączyć na chwilę odkurzacz. Owinęłam wcześniej klatkę kocami, żeby wytłumić hałas i zapewnić jej względne poczucie bezpieczeństwa.
W pewnym momencie klatką nieźle telepnęło. To pewnie wtedy złamała łapkę drugi raz. Nie mam pojęcia jak. Zgięła blachę (ja jej nie byłam w stanie zgiąć), do której miała przygwożdżone kości i tuż nad końcem blachy kość się przełamała. Ale łapka się zrośnie, bo kości wystarczająco się stykają. tyle że będzie krzywa. Blacha po zgięciu straciła 30 procent swojej skuteczności.
Antonka musi siedzieć w klatce jeszcze co najmniej sześć tygodni, potem czeka nas długa rehabilitacja i fizjoterapia.
Teraz damy już radę. Najgorsze za nami. Mam nadzieję.
Jestem bankrutem. Moje kocie długi osiągnęły właśnie rząd pięciocyfrowy.