» Wto lip 30, 2019 14:22
Kot z trudnym charakterem - problemy behawioralne
Dzień dobry,
Pozwólcie, że opiszę naszą historię. Dakotę przyjęliśmy do domu w październiku 2017 jako 8 tyg. kociaka z zaawansowanym kk, uszami zalepionymi świerzbem i innymi drobnymi problemami ze wsi. Od początku pokazywała, że jest kotem, który zawsze ma swoje zdanie i kiedy mu się coś nie podoba, od razu to sygnalizuje. Jako że infekcje oczu i górnych dróg oddechowych wracały w jej przypadku z częstością średnio raz na 3-4 tyg. przez pierwszy rok życia, nie chcieliśmy brać drugiego kota, żeby nie narażać go na choroby. Kiedy sytuacja zdrowotna Dakoty się ustabilizowała, mieliśmy w domu raz na przechowanie tygodniowe kotkę (wtedy 6-7 miesięczną), co prawda Dakota i tamta z zachowania prezentowały dwa różne światy i nie bardzo się rozumiały jeżeli chodzi o zabawę itp., ale nie było przypadków większej agresji.
Problemy zaczęły się kilkanaście tygodni temu, kot zrobił się smutny, ospały, kiedy nie spała, to agresja aż w niej buzowała, do tego stopnia, że czasem nie można było się do niej zbliżyć na metr, bo od razu burczała i prychała. Generalnie można było zapomnieć przez ten dość długi czas o głaskaniu i jakichś bliższych z nią kontaktach, bo swoim zachowaniem wyraźnie mówiła, że nie życzy sobie tego. Zaczęła chować się w dziwne miejsca i tam spać. Np. pod wannę, w kąt pod łóżkiem. Dopiero w rzadkich momentach kiedy zasypiała głęboko, pozwalała czasem na głaskanie.
Istotnym elementem w jej życiu jest wychodzenie na dwór. Odkąd zdrowie na to zaczęło pozwalać, miała dostęp do osiatkowanego balkonu oraz starałam się wychodzić z nią na smyczy. Jest też przyzwyczajona do dwóch domów - do naszego mieszkania w mieście i do domu moich rodziców, gdzie zabieramy ją co tydzień-dwa tygodnie, czasem na krócej czasem na dłużej, w przypadku wakacji oddajemy ją tam też na przechowanie. Bardzo szybko przyzwyczaiła się do tego trybu życia, poza tym ma tam dużo więcej przestrzeni i wychodzi (ZAWSZE!) pod opieką do ogrodu, dlatego jest zadowolona. Nie wyobrażam sobie, żeby była typowym kotem wychodzącym - ma trochę za mały rozumek i za słabo wykształcony instynkt samozachowawczy.
Niestety od jakiegoś czasu (ok. 7 miessięcy) tego dworu zaczęło jej być zawsze za mało, nigdy nie chciała wracać, ani ze spacerów na smyczy, ani z wyjść do ogrodu 'luzem'. W domu od rana do wieczora skakała na klamkę od drzwi wyjściowych, kiedy już z nią wyszłam na smyczy, w drodze powrotnej byłam podrapana do krwi, a kot wił się do tego stopnia, że potrafiła się 'wycofać' ze wszystkich możliwych szelek i próbować ucieczki. U rodziców na dworze było podobnie, gryzła i drapała do krwi, a kiedy wracała do domu, potrafiła godzinami miauczeć pod drzwiami. Dlatego niestety, widzieliśmy 2 wyjścia, albo ograniczyć jej te spacery, tak, żeby się odzwyczaiła, albo pozwolić na przeprowadzkę do rodziców i bycie kotem wychodzącym (co dla mnie w jej przypadku jest pewnie wyrokiem śmierci).
Spróbowaliśmy pierwszej opcji, jednak po jakimś czasie wystąpiła właśnie ta apatia, kot przestał chcieć się bawić, zaczęła się chować + dalej była mega agresywna do domowników. Sprawę skonsultowaliśmy z weterynarzem, który zalecił spróbować stosować przez jakiś czas zylkene i obrożę adaptacyjną oraz zastanowić się nad wprowadzeniem drugiego kota. Zaczęliśmy więc od zakupu obroży i podawania Zylkene, po tygodniu kto jakby trochę znormalniał, były momenty, że dawała się normalnie głaskać, mruczała, a nawet w nocy czasem przychodziła z nami chwilę pospać. Jednak dalej była apatyczna i nie była tym kotem, którym była choćby przed rokiem, dlatego kiedy przydarzyła się okazja, w popredni piątek przyjęliśmy na tymczas kociaka. Z początku koty zareagowały na siebie pozytywnie, lizały się i były wzajemnie zainteresowane sobą, ale po godzinie kociak zaczął na Dakotę burvczeć i prychać i nie pozwolił się do siebie zbliżać. Ta z kolei zaczęła się go bać i trzymać na dystans. Minęły 4 dni i sprawa się odwróciła, Dakota przestała się Małej bać i zaczęła ją atakować plus wróciła dawna agresja w stosunku do nas, każda próba pogłaskania, dotknięcia, kończy się burczeniem i fukaniem.
Nie wiem w tym momencie, co robić, nie rozumiem jej potrzeb, nie wiem jak jej pomóc. Czy dalej próbować oswajać ją z drugim kotem licząc, że przestanie myśleć o dworze mając koleżankę? Czy dalej próbować samych leków, które nie dawały w 100% oczekiwanych rezultatów? Oddanie jej moim rodzicom to dla mnie totalna ostateczność i bardzo chciałabym tego uniknąć...
Jeżeli jest jakiś behawiorysta na pokładzie, bardzo proszę o pomoc i poradę.