No cóż....kocur nadal przyłazi na jedzenie, jest koszmarnie zaniedbany, dwa razy zakrapiałam go fiprexem i założyłam obroże przeciw pchłom i kleszczom, bo aż cały chodził,Co z tego, ma od przeszło tygodnia paskudną ranę pod pyszczkiem, dziś widziałam, że już się trochę goi, choć tyle dobrego, świerzb w uszach paskudny, niekastrowany, nieodrobaczany, nieszczepiony, koszmar, w dodatku jest brzydki jak noc, pewnie do kogoś należy, bo gdzieś idzie w stronę wsi ale co to za dom.
Najgorsze, że zaczął terroryzować moje koty, w tej chwili są trzy, kotka czternastoletnia, kocurek ośmioletni i mlody kocurek około półtoraroczny ale on akurat mojego brata, właściwie to kobiety córki mojego brata, no nie ważne.Wszystkie trzy są sterylizowane, zadbane, kochane i zdrowe, wychodzą w dzień na dwór, bo ogród duży, teren bezpieczny i są przyzwyczajone.A ten drań wiejski mi je gryzie i rzuca się, mój Mruczek boi się go panicznie.Niestety, ale na czwartego kota w domu nie mogę sobie pozwolić i nie chcę, obdzwoniłam fundacje, popytałam znajomych, poogłaszałam i zero odzewu, poradzili w fundacjach aby zawieźć go do schroniska, miałam to zrobić dzisiaj ale przez przypadek ojciec mi go wypuścił z ganku, gdzie go zamknęłam na noc na przetrzymanie, mogę to tylko w weekend zrobić, bo w tygodniu nie mam czasu.Trzeba za tydzień zrobić drugie podejście.We wrocławskim schronie koty źle nie mają, wręcz luksus mają, bo sama widziałam, niech tam się nim zajmą, bo ja już nie wyrabiam.Nienawidzę tej wiochy i mentalności tych "ludzi", zresztą wszędzie na każdej wsi pewnie tak jest, któregoś z kolei kota tu ratuję, gdybym nie miała swoich to bym go chętnie przygarnęła ale są pewne granice.Wszystko zakocone po uszy, nie ma co z nim zrobić.
...a na ziemi pokój ludziom...i kotom...