Nie znam Cię, ale z tego co piszesz mam wrażenie że cierpisz na jakąś formę nadwrażliwości na dźwięki (możliwe że przejściową, związaną z przeprowadzką, stresem, ważną zmianą w życiu) albo jesteś silnie zestresowana (tu już musisz sama powiedzieć sobie dlaczego), tudzież masz zaburzenia snu (też możliwe że związane ze stresem i przeprowadzką) - a przypuszczam że pewnie wszystko na raz. I tak naprawdę kotka i dźwięki wydawane przez nią w nocy są jedynie wisienką na torcie a nie prawdziwą przyczyną tego jak się czujesz. Jednak skupiasz się na nich, nakręcasz, przez to jesteś na nie coraz bardziej wyczulona. I powstaje zamknięte koło. Bo im bardziej jesteś zmęczona, nie wyspana i zestresowana, tym bardziej wsłuchujesz się w każdy dźwięk wydawany przez kotkę a Twoja rosnąca złość tu wcale nie pomaga.
Zauważ co piszesz, tak na spokojnie - przeszkadza Ci jej drapanie się, mycie futerka.
To dźwięki zupełnie niezauważalne na codzień dla ludzi, na pewno nie stresujące.
Znam dobrze to uczucie, bo też mam pewne okresowo rodzaje dźwięków które usłyszę zza 5 drzwi, choćby były najcichsze. I też mnie stawiają na równe nogi.
Jeśli mogę Ci coś doradzić, to porządne stopery (są naprawdę różne), do tego puszczona cicho jakaś muzyka w nocy (dźwięki niosące się przez ciszę słychać znacznie bardziej niż gdy są jednym z dźwięków tła), a telefon nastawiony na budzik z opcją wibracji, leżący w łóżku. Zresztą - odpowiedni dźwięk przebije się przez każde stopery.
Musisz przespać kilka nocy porządnie, zadomowić się w nowym mieszkaniu, sama wyciszyć.
I jestem prawie pewna że to bardzo pomoże.
Obecnie Twój umysł nasłuchuje każdego dźwięku wydawanego przez kotkę. A każdy dźwięk - wywołuje u Ciebie stres pogłębiony niewyspaniem i złością z tego powodu. Plus nowe mieszkanie, emocje z tym związane, masa nowych dźwięków.
Dajcie sobie czas.
Ja miałam podobnie po urodzeniu się mojego syna. Przez pierwsze miesiąca praktycznie nie spałam - każde jego stęknięcie przez sen, poruszenie - słyszałam z drugiego końca mieszkania. Nawet w czasie snu. Albo nie mogłam zasnąć bo podświadomie czekałam na jakiś dźwięk, albo gdy zasnęłam - to budziłam się 3 minuty potem trzeźwa jak prosiaczek bo sapnął. I to wcale nie tak że ja umierałam z nerwów - oddycha czy nie.
Wcale nie. Po prostu mózg mi się jakoś instynktownie nastroił na czujność i stale nasłuchiwał.
Do tego niewyspanie, zmęczenie, było coraz gorzej.
Uratowała mnie muzyka bobasa
Muzyka specjalnie skomponowana - w której przyjemne plumkania i melodyjki są przeplatane dźwiękami wydawanymi przez niemowlaki
To było odkrycie które sprowadziło na mnie błogi sen
Pewnie nie ma muzyki kuwetowej
W którą byłoby wplecione szuranie w kuwecie
Ale myslę że jakakolwiek przyjemna muzyka to już fajne łagodzące tło do ewentualnych dźwięków powodowanych przez kotkę w nocy. To nie jest wtedy tak że jest cicho, cicho i nagle szur, szur.
Tylko jest - lalala, ojojoj, lalala, plum plum plum, szuru szur, lalala