Jak mi zgłaszali ludzie, ze widzieli moją zgubę, to oprócz dokładnego adresu zawsze prosiłam żeby w miarę możliwości robili fotki, nawet telefonem. Kilka dostałam - ostatnia fotka, zrobiona w ciemnościach telefonem była kiepska, ale wystarczyła mi żeby po wyedytowaniu w programie graficznym potwierdzić moje przypuszczenia, ze to może być Znikot. Na drugi dzień pojechałam o tej samej porze i spotkałam kota w tym samym miejscu. To był ten poszukiwany!
Ja niestety nie miałam szans tak szukać na miejscu codziennie - po kilku beznadziejnych przejściach terenu zmieniłam taktykę i zdałam się wyłącznie na sygnały od ludzi. Kiedy było ich coraz więcej i w coraz bardziej ciasnym okręgu, zdecydowałam pojechać i sprawdzić na miejscu. Jak pisałam wcześniej, to wszystko trwało 2 miesiące (a kot był kilkadziesiąt metrów od miejsca ucieczki, na kompletnie obcym sobie terenie).
Jak dostaniesz od kogoś jakąś fotkę niewyraźną, daj znać, pomogę obrobić w fotoszopie.
Bardzo chciałabym pomóc, ale na odległość niewiele mogę
