Dziękuję Marysiu za kciuki.
Już przeżywam, że moje dzieciątko idzie na swoje.
Przeżywam nie w tym sensie, że mi szkoda ją wydawać, nie. Przeżyliśmy razem bardzo ciężki i nie do opisania czas, gdzie trwała walka o życie tej, tak bardzo skrzywdzonej małej koteczki. Patrzyłam na ból i cierpienie, nie mogąc się pogodzić z krzywdą która ją spotkała, ale do końca miałam nadzieję, że uda się ją jakimś cudem uratować.
Teraz będzie miała nową, kociolubną rodzinę a ja zawsze będę mgła ją odwiedzać.