» Czw maja 23, 2019 14:31
Re: Burasia moja najkochańsza Koteczka nie żyje.
Minęły już 2 miesiące jak Burasiunia nie żyje. Bardzo mi jest smutno. Tydzień przed śmiercią poszedłem do weterynarza bo Burasia miała większe niż zazwyczaj problemy ze wskakiwaniem. Dostała zastrzyk przeciwzapalny i za tydzień miałem przyjść na następny. Miało być jak bywało wcześniej czyli lepiej. Niestety w noc przed wizytą nagle Burasia jakby pazurkiem zaplątała się w prześcieradło i próbowała się odplątać. Podczas tego nagle zaczęło Burasią trząść i oddychała jak pies nie mogąc złapać oddechu. Natychmiast ją objąłem i uspakajałem ale przez prawie 10 minut ją trzasło. Tak myślałem , że dzieje się coś bardzo niedobrego. Po kilkunastu minutach Burasia się uspokoiła ale bardzo się rozglądała . Przeczuwałem , że nie widzi. Bardzo chciała zejść z tapczanu więc ją zestawiłem i już wtedy było pewne , że nie widzi bo leciutko uderzała w przedmioty na podłodzie i ciągle chodziła. Z rana pojechałem na planowa wizytę , która był nagła i weterynarz stwierdził , że to prawdopodobnie zawał był i potem udar lub wylew. Burasia ciągle chciała w jedna stronę iść. Była nadzieja , że będzie lepiej ale z każda godziną było gorzej. W domu chciała się schować. Miała coraz większe problemy z oddychaniem i widać było , że się bardzo męczy. Pojechałem drugi raz przed 16 do weterynarza. W rozmowie przed przyjazdem Burasia miała dostać zastrzyk zmniejszający obrzęk mózgu. Niestety weterynarz stwierdził , że trzeba ulżyć Jej mękom. Z wielkim bólem serca pożegnałem Burasiunię . Byłem do samego końca z Burasiunią do ostatniego oddechu.
Myślę , że Burasia musiała wiedzieć , że jest bardzo chora. Myślę , że mogła mieć nawet nowotwór lub serce słabiutkie. Burasia przed ostatnią nocą bardzo się do mnie przytulała. Ona się żegnała ze mną i została u mnie do połowy nocy ( zawsze spała z rodzicami ) a w tę noc dopiero po 2 30 poszła do rodziców.
Bardzo nam Jej brakuje. Bardzo nas kochała i my Ją. Przeżyła 20 lat ale i tak za krótko.