mimbla64 pisze:Faktycznie może jednak warto ogłaszać.
Zdarzają się osoby takie jak Tasha, które nie boją się przygarnąć chorego kota.
jakoś tak wyszło
że dzisiaj odpowiadam hurtem
Naprawdę myślicie, że jest sens go ogłaszać? I że znajdzie się ktoś kto będzie chciał dzień w dzień podawać leki? I kontrolować te nerki? I jak trzeba to robić kroplówki? Jakoś nie bardzo wierzę, że ktoś się tego podejmie
Już ponad 2 lata szukam domu dla innej mojej tymczaski, która ma problemy z jelitami i wypróżnianiem (a to jednak mniej kłopotliwe niż pnn) i nikt jej nie chce - chociaż to anioł nie kot. I myślę, że w domu niezakoconym (u mnie za dużo kotów, Marcelka czasem boi się iść do kuwety, a to nie sprzyja poprawie jej stanu) kłopoty mogłyby nawet ustąpić. Ale nikt o Marcelkę nawet nie zapyta, bo to kot taki trochę specjalnej troski (oczywiście sama się załatwia, tylko trzeba kontrolować czy to robi, jak nie to trzeba pomóc wspomagaczami).
Wiem że czasem cuda się zdarzają, że są takie osoby jak Tasha. Tylko gdzie są? Myślę, że ludzie chętniej adoptują chorego zwierzaka ze schroniska, bo biedny, bo samotny, bo nie daje rady w wielkiej kociarni. A w DT uważają że przecież ma dobrze, ma człowieka do głaskania i niczego mu nie brakuje. Nie wiem, może źle myślę. Ale przez te lata tymczasowania mam już trochę doświadczenia w adopcjach, wiem jak ciężko znaleźć dobry dom dla zdrowego kota, a co dopiero dla chorego. Oczywiście dobry dom, a nie taki żeby tylko kota wydać i odfajkować adopcję.
I wiem z doświadczenia, że łatwiej jest znaleźć dom kotu bez nogi czy bez oka niż kotu przewlekle choremu, z koniecznością podawania leków. Niestety, taka jest prawda.
Ale z drugiej strony też wiem, że każdy kot ma swoje szczęście (albo go nie ma) przy szukaniu domu. Już kiedyś pisałam, że np. siedział u mnie prawie rok piękny rudzielec, a zwykła bura kotka znalazła bardzo szybko fajny dom. I takich przykładów jest dużo więcej. Tylko że to były zdrowe koty.
Strasznie to wszystko trudne...