kwiryna pisze::strach:
ale się porobiło
Przyzwyczaiłam się
tylko "latam" na dopalaczu
wale krople podnoszące ciśnienie, bo inaczej nie funkcjonuje. Kawy nie mogę pić, trzęsie mnie i duszno się robi, a krople działają jak narazie. Dajemy radę, mam tylko 'drobny' problem z kocią matką...otóż, leje gdzie popadnie, nie załatwi się do kuwety, zrobiłam nawet z kartonów z ziemią i nic. Pomieszczenie jest małe, nie ma nie wiadomo jakiej przestrzeni, kuwetek jest pięć, a ona skutecznie sika i kupa obok, potrafi kupe walnąć przed samym legowiskiem. Problematyczne jest szczególnie to, że nie ma tam posadzki jako takiej tylko wylewka, beton chłonie ten mocz
rozłożyliśmy najgrubszą dostępną folie budowlaną, to ją wydrapuje (pewnie wkurza ją szelszczenie). Sika tylko po podłodze, ścian itp nie rusza. Raz ją naszłam na gorącym uczynku, to siura normalnie jak w kuwete ale ani nie grzebie łapkami ani nie obwąchuje, szybki strzał i w nosie. Nie chce jej denerwować dotykaniem czy zaglądaniem do małych, bo widzę, że jest ostrożna w kontakcie, woli żebym do niej nie podchodziła za blisko. Jak mam chwilę to siadam po prostu na krześle i gadam do niej. Dzieci sprawdzam czy ok i licze, dyskretnie podczas sprzątania, któreś ma dodatki białego, to pewnie bardziej urodziwe będzie . Raz dziennie wymieniam szmatki, jedną z domu i jedną z piwnicy. Kota w piwnicy chyba się przyzwyczaja, dzis leżała na tej szmatce, nasze (poza gówniarzami) źle te zapachy znoszą, jest ogólnie nerwówka, w środę jak jednocześnie podeszły obwąchiwać, to się pobiły między sobą
normalnie miotłą rozdzielałam, obeszło się bez krwi, ale pióra poleciały i rozmyły mi się koty jak w kalejdoskopie, była dosłownie wielokolorowa jedna kula. Gówniarze tak się wystrachały, że była cisza absolutna do wieczora (czego akurat za dramat nie uważam, bo dosłownie chupe w wióry zamienią. Ja wiem, że nie wybawiam, nie poświęcam się im tak jak poprzednim, i mam skutki. Ta jedna dziewuszka to chyba dlatego nas nie lubi, chociaż traktuje jak reszte, a może chciała wiecej, a ja dawalam po równo i dlatego
Ale co ja znalazłam na strychu
sprzęt młodej mamy
wsio działa a myślałam, że w takich warunkach to szlag je trafił. Tak więc ułatwiłam sobie troszkę życie i pozałączałam elektroniczne nanie, czujnik oddechu i monitor seduszka dla wcześniaków. Co wiecej sprzęt mozna było powiązać z apką, ale wtedy (prawie 8 lat) nie posiadałam odpowiedniego fona, dzis kazdy ma taki i można
. Dziadzio spi z tym a ja mam alarmy w telefonie, niania działa bez zarzutu też, jak jestem na górzeb to pełna inwigilacja
ale żeby nie było mie moralnie, to wszystko co słuchamb to albo cisza albo rozmowy dziadka, kończące się zawsze "to się zbieram" to gdzie kurtka" albo "torbe już spakowałaś" a po co wstajesz, spij jeszcze ja do pracy wychodze"...no i zbieram dupe biegiem na dół. Do tej musiałam siedzieć cały prawie czas u nich, bo babka tez ma odpały typu włączy tv i głuchnie na amen, czy choćby ze zmeczenia przysnie. Teraz już wiem, że nawet jak ona śpi to dziadek jej mowi gdzie się wybiera...wcześniej twierdziła że ucieka jej tak cicho, że nie zauważy, a sen ma taki że nawet szmer ją budzi (mhhhmm miała moze kiedyś) na niani słysze dokladnie wszystko. Wiecie jak bardzo te stare graty pomogły mi w życiu? Pierwsza noc prawie przespana (jednorazowo 3 godz, po godzince z dziadkiem, znowu trzy i pół godz.) rano dzieci do szkoły, dziedek leki, higiena (sika poza pampersy, albo ściąga żebym nie zauważyła itp) a poźniej on zmęczony po nocy śpi do 3-4 godzin. To ja biegiem do kotów sprzątać w piw icy, do naszych posprzątać, zgarniam wszystko na łóżko coby pokrzydzonych nie było i głaskam zasypiając na te 2 godzinki jeszcze. Troche mnie te pobudki niani wyrywają na rowne nogi ale alarm na full dla bezpieczeństwa.
Damy radę, dziś wyszło słońce po tylu tygodniach deszczu, to wraca chęć do życia i tak czuje, że dam rade chocby nie wiem co, ogarne szystko....tylko żeby znowu nie było ciemno, zimno i mokro, bo wtedy jestem jak dętka i kropli wale do przesady. Wczoraj miałam już wrażenie, że zaraz się przwróce, a tu niania i czujniki dały radęb do tego troche snu i słoneczko...dobry dzień naprawdę, i nawet dziadek jakby lepszy przez tą pogodę, bardziej logiczny i nie taki nerwowy (do babci, bo do mnie jest zawsze miły) zresztą on całe 65 lat małżeństwa nigdy nawet głosu nie podniósł to teraz odbija sobie na babci te lata
trochę to śmieszne, ale przykre bo ona nie rozumie, że on nie wie co mowi. A nawet jak widze, że wie to bardziej się z niej naśmiewa niż denerwuje, ale i tak nigdy w życiu nie zachowywał się w taki sposób, to babcia była ta krzykliwa jak już (choć się nie kłócili).
Zmykam lulu, bo te 9 kotów na moich nogach, brzuchu, pod telefonem i na ramieniu jeden, na głowie...a przepraszam luśka w bezpiecznej odległosci na drugim koncu łóżka czeka aż brojek i bura odejdą (ne lubi ich i już) gówniorze polubiła/zaakceptowała- to lepsze okreslenie. Lubi tak naprawdę tylko dzieciaka ( Małego). Wiec jeszcze Lusiula przylezie, ale ona spokojnie położy się obok i żeby jej rączke dać, potrzyma palca łapkami i zasypia
Do jutra, nie wiem o której, ale już się organizuje całkiem nieźle więc napewno napiszę
kocham was wszystkiego za to, że jesteście, wszystkie macie honorowe miejsce w moim sercu, nawet jak się nie odzywam to ani na chwile o was nie zapominam i myśle, czasem zajrzałam w trakcie "pracy" żeby choć wiedzieć co u was, nie zawsze czas dal mi możliwość odpisać, więc z daleka słałam dobre mysli kciuki żeby wam się życie ułożyło, poprawiło czy naprawiło, czy wyleczyło. Buziuńki najszczersze przesyłam