Postanowiłam założyć nowy wątek i pisać w nim o wszystkich kotach, którymi się opiekuję.
PUSIA - kotka perska, urodzona 22.02.2002 roku. Miała być tymczasem, szukałam jej domku, ale nic z tego nie wyszło. Na początku walczyła ze wszystkimi kotami, była izolowana, ale to się zmieniło. Została u mnie i ma dożywocie. Kocham ją bardzo, jest kotką bardzo nieabsorbującą. Co kilka miesięcy musi być golona, czesanie nie wchodzi w grę. Było z nią trochę kłopotu, trochę chorowała, ale teraz jest w świetnej formie, przytyła, ma apetyt, z kotami żyje w zgodzie.
viewtopic.php?f=13&t=178609 GUCIA - urodzona w sierpniu 2006 roku, wyrzucona na klatkę schodową przed świętami Bożego Narodzenia. To moja pierwsza kotka, najbardziej "moja" i tylko ona jest stałą rezydentką, pozostałe to tymczasy, większość już wiecznych chyba. Gucia jest kotką bardzo zdrową ( odpukać!!!), weta odwiedzała bardzo rzadko i niech tak pozostanie. Kotka nie przyjaźni się jakoś szczególnie z pozostałymi kotami, nawet niespecjalnie je lubi, ale nie walczy. Mój dom jest jej domem i trochę to niesprawiedliwe, że wciąż musi się z nim dzielić, że wciąż pojawiają się nowe tymczasy, a ona chciałaby już mieć święty spokój i mnie na wyłączność.
BENIA-urodzona w 2013 roku na działkach. Jej dzika mama i rodzeństwo miały wrócić na działki po sterylkach. Kotki zostały złapane, wysterylizowane i na działki nie wróciły. Okazały się bardzo łagodne, Tusia i Nika znalazły domki, a Beni jakoś nikt nie chciał. Została. To kotka wyjątkowo kociolubna, ma potrzebę opiekowania się każdym kotem i zawsze kotom matkuje, zawsze jakiś kot śpi przytulony do niej. Pozostała jednak nieufna, unika kontaktu z człowiekiem, ale jest bardzo łagodna i naprawdę mogę z nią zrobić wszystko. Jest ogromną kocicą, ma nadwagę i niestety musi brać leki na nadciśnienie. O Beni wielokrotnie już pisałam, że warta jest tyle złota ile sama waży.
LUCY-urodzona w 2014 roku. Skrajnie zaniedbana kotka, błąkała się,bardzo chora szukała pomocy u ludzi, ale jakoś bezskutecznie. Zabrałam ją do weta, przysięgam, że byłam pewna, że zostanie uśpiona, wyglądała bowiem tragicznie. Kilka dni w lecznicy i moi weci poradzili sobie jakoś. Zrobili, co mogli, ale kotka już zdrowa nigdy nie będzie. Ma chorobę autoimmunologiczną, problemem są oczka, a właściwie śluzówki. Musi brać sterydy do końca życia, żeby mogła żyć we względnym komforcie. Jest piękną szylcią, taką kluseczką, najmilszym kotem pod słońcem. Ludzi kocha wyjątkowo, nie schodziłaby z kolan, śpi na mojej poduszce. Uwielbia się bawić, ulubioną zabawką jest motylek na druciku, ale i wędka i myszki też są fajne. Z kotami się nie przyjaźni, ale konfliktów nie ma.
GABRYŚ- urodzony w 2015roku,dziki, ale niezwykłej urody kotek bytował w miejscu wyjątkowo niebezpiecznym, koło szemranej knajpy ( spaliła się ostatnio). Zostałam poproszona o złapanie go, co też zrobiłam, ale okazało się, że na tym nie koniec, że to teraz mój kłopot. Gabryś został wykastrowany, przetestowany i zamieszkał w mojej łazience. Oswoiłam go, ale nie do końca. Unika ludzi, z kotami żyje w zgodzie. W lecznicy ma opinię miziaka, bo wtula się we mnie, pozwala na wszystkie zabiegi. Miziakiem nie jest. Bardzo pokochał Agatkę i jej dzieci, pojechał do domku, w którym zamieszkała Agatka, ale domek nie dał mu szansy i Gabryś wrócił. Po wyjęciu z transporterka wtulił się we mnie i płakał jak dziecko. Ja też. Nigdy już nie pokochał żadnej kotki tak jak Agatki. Jest mi go żal. Gabryś ma klatkową fobię, w żadnym wypadku nie może być w transporterku, w grę wchodzi wyłącznie torba transportowa. Myślę, że to dlatego, że w klatce-łapce spędził z konieczności całą dobę i trauma pozostała. Jest kotkiem pięknym, ślicznie umaszczonym, ma cudownie miękkie futerko, nieco może dłuższe niż u zwykłych dachowców. To mądry kotek, reaguje na wołanie i zawsze zjada mi z ręki obryweczki. Czeszę go, podcinam pazurki, głaszczę, ale on nie czuje się dobrze na kolanach. Nie gryzie, nie drapie, ale zeskakuje jak tylko mu na to pozwolę.
DASZKA- czarna kotka z koloratką
Urodzona w sierpniu 2016 roku. Malutką kotkę podkarmiałyśmy w śmietniku obok bloku mojej siostry. Nie zdążyłam ze sterylką, kotka urodziła i był problem ze zlokalizowaniem kociej rodzinki. Okazało się, że są cztery kocięta. Z trudem udało się wszystkie połapać. Daszka została wysterylizowana, przetestowana i zamieszkała z dziećmi u mnie. Koty były zdrowe, ale zarobaczone , zaświerzbione i zapchlone. Dwoje dzieci Daszki ( Ludwiś i Lola) już dawno w swoich domkach, mają się świetnie. Daszka to świetna mama, wciąż jestem pod wrażeniem jej talentu wychowawczego. Wystarczyło jedno jej miauknięcie, a kociaki porzucały miski, zabawki i posłusznie całą czwórką szły za mamą. Znosiła im myszy w ilościach hurtowych, ale koty były też podkarmiane salcesonem, pasztetową i suchym kitekatem. Było ciepło, dawały sobie radę.
Daszka jest grubaską, jedzenie jest sensem jej życia. To młoda jeszcze kotka i lubi się bawić, najbardziej torem z piłeczką. Kocha inne koty, ludzi jakby mniej, ale jest zupełnie pozbawiona agresji. Szuka domku razem z Pikselem,krówkiem, z którym kochają się na zabój, wciąż myją sobie nawzajem futerka, obejmują się łapkami i tak sobie śpią przytuleni na jednym posłanku.
MIMEK-syn Daszki, jeden z czwórki jej dzieci. Urodził się w maju 2017 roku. Jest oczywiście po weterynaryjnym fullserwisie. To ładny, zdrowy kotek, pełen energii, ale niestety najmniej oswojony ze wszystkich. Koty kocha, ale jest bardzo nieufny w stosunku do ludzi.W pełni obsługiwalny, ale trzeba go złapać i wtedy da sobie zrobić wszystko. Nie chowa się, po prostu ucieka. Kocha Benię, zawsze się do niej przytula, są nierozłączni. Kotek w pełni kuwetkowy, korzysta z drapaka, bardzo lubi się bawić.
PIKSEL-syn Daszki, urodzony w maju 2017 roku. Przemiłe z niego stworzenie, sama łagodność, ale sam nie przyjdzie na kolana. Nigdy nie słyszałam żadnych syków, warkotów, świetnie dogaduje się z wszystkimi kotami. Trochę miał pecha, zatarł sobie oczko preparatem na grzyba i oczko musiało być operowane. Widzi, chociaż nie do końca wyraźnie, ale nie jest źle. Ktoś, kto nie wie, że ma uszkodzoną rogówkę nawet tego nie zauważy. Najbardziej ujął mnie tym, że kiedy musiałam mu zakrapiać mnóstwo kropelek do oczka, mówiłam "Piksel, hop" i kotek grzecznie wskakiwał na kanapę i czekał na porcję leków. Nie było to dla niego miłe, ale kochane kocisko mi ufało. Pięknie korzysta z kuwetki, drapaka, bawi się , jest miłym, wesołym kocurkiem, oczywiście po weterynaryjnym fullserwisie. Nie wyobrażam sobie, aby nie miał domku bez Daszki, bo to co ich łączy to MIŁOŚĆ w najczystszej postaci.Piksel to najłagodniejsze stwowrzenie, jakie można sobie wyobrazić.
viewtopic.php?f=13&t=181261 https://upload.miau.pl/show.php?u=5/5cb0a28239b A tu wątek hucianych kotów
viewtopic.php?f=13&t=184056Taki jest stan moich kotów na dzień dzisiejszy.
Bezdomniaków już prawie nie mam. Została tylko
JADZIA pod hutą, ale ona przychodzi ostatnio tylko w niedziele. Podejrzewam, że jest podkarmiana, ale nie w weekendy. W sobotę jeszcze nie jest głodna, w niedzielę już tak i czeka na mnie. Pod hutą było mnóstwo kotów, co się dało połapałam i ciachnęłam, kilka oswojonych znalazło domki. Powolutku ich liczba się zmniejszała, została mi tylko Jadzia.
Smutne to bardzo, przyznaję.
To na razie tyle, uzupełnię później post, podlinkuję inne wątki i powklejam zdjęcia.
edit:
STELLA , urodzona 4 maja 2018 r, Wróciła w środę ( 17.04) z adopcji. Cudna, czarna, z lekko przedłużonym włosem. Miała ADHD, teraz jest spokojna. Wróciła nie ze swojej winy, ale o tym pisałam już na wątku.