Uff... Melmanek nakarmiony połową porcji, jak zalecono, Melmanowa matula (aka ja
) napojona wodą bo z jęzorem wywieszonym wbiegła po kota i pognała do domu. Do rzeczy.
Wyniki krwi idealne. Melek się odzwyczaił od weterynarzy, walczył dzielnie żeby mu krwi nie utoczyli,ale jakoś pokojowo, bez miauków, bez pazurów, po prostu próbował się we mnie wtopić żeby go nie było widać. Ząbki zrobione przez tą samą panią dentystkę co mu szczękę nastawiała. Podniebienie i żuchwa zrośnięte pięknie, resztka stabilizatora zdjęta. A ja myślałam że to zdjęli przy kastracji jak mi mówili
Szczęśliwie tylko jeden kieł do ekstracji, zamiast dwóch. Mniej szczęśliwie sporo zębów usunięto bo korzenie były połamane, jeszcze od tej szczęki złamanej w listopadzie. Ponoć schronisko miało go pokazać tydzień po zabiegu ale nikt się nie pojawił... Nie wiem jak to było, ale te ząbki powinny być usunięte dawno temu, jeszcze zanim poszedł do tego małzeństwa co go potem zwrócili...
Tak czy owak, Melman ma 3 kły, w tym jeden z uroczą zieloną "licówką"
Reszta odkamieniona, wypolerowana, wychuchana i zdrowa. Ma czym gryźć więc jest super. Teraz od jutra przez 4 dni przeciwbólowe do pyszczydła, w poniedziałek powtórzyć antybiotyk i tyle. Portfel lżejszy o sporą sumkę, ale to bardzo dobrze wydane pieniądze