tabo10 pisze:Kibicuję degustatorce Felixa z igłami
To piękna kociczka. Za diabła dzieci są nie podobne do niej. Bo to mamusia U-kotków. Okrągłolica, z malutkim noskiem i małymi uszkami, drobna, o krótkich łapkach, puszystym zadku i nie za długim ogonkiem. Pięknie się porusza. Dziś mnie oszukała bom nie wiedziała czy to ona. Byłam pewna, że tak ale za nerki się wzięła, które dałam rudemu właścicielskiemu. Straciłąm rezon. Siostry są bardzo do siebie podobne, choć pewna roznica jest. Zostawiłam Pani Teresie dla niej saszetke. Poszłąm dalej a ona niby tam skubała. Myślę kotłownianka. Ta co mało się pokazuje. Potem pojawiła się pod płotem i pod marketem. Ale nie jadła. Tylko tuptała, kręciła pupiną, ocierała o auta i kijaszki. Zrezygnowana wróciłam pod iglaka. A ona dostała rumby w ciałku. Szła przede mną. Ogladała się co i raz czy jestem. Drobiła, tańcowała, przytupywała... Usiadła przy pieńku i czekała. Jak odchodziłam to skubała pod iglakiem swojego Felixa. Nie wiem co jej odbiło dzisiaj. Wszystkim jakoś odbiło. Siostra Mamuśki, Dzidzia też tylko powąchała. Ma charakterystyczną lekko "mongolską" mordkę, jest mniejsza i ciemniejsza. Szylunia nie zjadła. Szybko znikła. Trzecia siostra, Dziecko w ogóle nie pokazała się. Mało miskami wszystkie były zainteresowane. Kropeczka już zcekałą. Przeprowadziła się ponownie do budek. Wróciła też do zwyczaju zjadania wprost z bruku. Nałozone do miseczki nerki nie wzbudzają jej zainteresowania. Nadal chodzi i drze ryja i prowadza mnie. Wyłożone na ziemię są pochłaniane z apetytem. Ale i to nie jest proste. Bo... nie każdy samochód jej pasi. Ona spożywa posiłki pod ulubionymi autami. Reszta jest olana. Trzeba wiedzieć.
Dzidzia i Dziecko na terenie kotłowni przychodzą miziać się. Dzidzia tak plącze się pod nogami ,że można orła wywinąć. I to konkretnego. Dziecko opiera się zaś o nogi i tak wisi. To śpioch okrutny. Często wyłązi taka rozespana ,że oczy na zapałki mogą być. Lubi suche. Obie mruczą i można je pogłaskać. Za sztachetami , na tzw przestrzeni, są dzikunki. I cieszę się z tego. Dziecko trzyma się raczej terenu kotłowni. Mało kiedy wychyla nosa. Dzidzia zaś ma szwendanie się we krwi. Wszędzie jej pełno. Jak chodzę karmić łazi za mną. Zna kolejność i jak się zagapi, to czeka już na mnie przy konkretnym miejscu. Wie też kiedy koniec i nigdy nie idzie za mną do pracy czy domu. zawraca.
Znowu nam zmienili kłódkę i nie mam jak wejść do środka. Dzieciska zepsuli kolejną kłódkę gmerając przy niej. Muszą koty nawyknąć ponownie do nowo-starego miejsca. Może uda się znowu coś załatwić.