Mnie też się parę razy zdarzyły rzeczy (albo opowiadała mi o nich mama), które trudno wyjaśnić racjonalnie, np. to:
Kiedy dziadka Niemcy aresztowali za organizowanie pomocy dla oficerów, oczywiście nie było żadnej informacji, co się z nim dzieje. Mama z koleżankami postanowiły zorganizować... seans spirytystyczny. Pierwszy duch był jakimś egipskim kapłanem i nic nie wiedział, ale potem przyszedł Piłsudski (powtarzam to tak, jak słyszałam od mamy, więc nie znam żadnych technicznych szczegółów tego seansu). Mama zapytała, gdzie jest tatuś, a stolik wystukał D-A-C-H-A... Dziewczyny uznały, że to jakaś głupota - co, na dachu siedzi? A w parę dni później przyszło oficjalne zawiadomienie, że dziadek jest w Dachau...
Oczywiście można powiedzieć, że to przypadek.
Nawiasem mówiąc dziewczyny nigdy nie odważyły się powtórzyć seansu, bo ten kapłan egipski nie chciał sobie pójść i nieźle się wystraszyły.
Albo takie coś. W mieszkaniu pod nami zmarł sąsiad. Kilka dni później, punktualnie o północy nagle obudził nas rumor. W moim pokoju przewtóciła się lampa, stojaca sztywno miedzy dwoma fotelami, upadła na choinkę umieszczoną na ławie i choinka oczywiście też się przewróciła. Potem oglądalismy to wszystko i lampa miała odłamaną nogę, tak jakby oderwaną. My wszyscy spaliśmy, kotów wtedy nie było, psy spały z tatą, więc nie było żadnego powodu, żeby się to wydarzyło. No i powiedzielismy sobie głosno, że najwyraźniej sąsiad pomylił piętra...
I na koniec jeszcze to: Mama zmarła w nocy w domu, a nad ranem (był grudzień, więc ciemno zupełnie) wyszłam na podwórze postawić jedzenie kotom. Koty były zaprzyjaźnione, oswojone, zawsze biegły do mnie, a tym razem zaczęły przede mną... uciekać. Zauważyłam, że nie patrzyły na mnie, tylko jakby za mnie. podwórko było jeszcze wtedy niezamykane, więc przestraszyłam się, że ktoś za mną idzie - jakiś pijak albo przeszukiwacz śmietników. Obejrzałam się, ale było pusto. Tylko koty coś widziały. Oczywiście udało mi się podać im śniadanie, ale zapamiętałam ten moment zgodnej ucieczki 5 kotów przed... no właśnie, przed czym? Przecież niczego tam nie było.
Kiedyś rozmawiałam na te tematy w pracy i prawie każda osoba potwierdzała, że też zdarzały jej się takie niewytłumaczalne rzeczy. Często właśnie takie, jak opisujesz Ewuniu. Poczucie obecności, ciepła, jakby dotyku (ale nie dosłownie dotyku). Więc może jednak coś w tym jest?