Wróciłam, a długa to podróż była.
W domu, o dziwo
, ład i porządek! Posprzątane, kuwety czyściutkie, koty najedzone i grzeczne.
Na moje pytanie co tu się działo, chórem odpowiedziały, że nic, że o co mi chodzi, że żadnej imprezy nie było, że jakieś foty, które mi przesłano, to fotomontaże i absolutnie nie z naszych włości...
Nie wiem komu się śniło, mnie, czy kotom?
Ja do tego dojdę, ale naprzód muszę dojść do siebie, a do siebie daleko...
Było, nie było, sen, mara, Bóg, wiara- dziękuję, że byliście!
Półprzytomna pojechałam z Bratem do lecznicy wyjąć klamry, wszystko pięknie zagojone, Brat oczywiście spał w poczekalni, ale przy wyjmowaniu klamerek był bardzo niezadowolony. Założyć sobie dał na żywca bez mrugnięcia okiem, a wyjąć już nie.
Pytałam o te hormony Brata, to późna kastracja i on może mieć takie dziwne uczuć pomieszanie do trzech miesięcy. No trudno...
Goni moje biedne dziewczyny i Mamę też, ale sam nie wie co od nich chce...
Pani doktor powiedziała, że Brat powinien już znaleźć dom...że to ten czas. Wychodzący, bezpieczny. Albo z dużym osiatkowanym balkonem...
I ja też tak myślę, ale nikt nic...Balbisia najbardziej pojawianie się Brata przeżywa, nerwowa jest, tarczycowa, schudła mi, a i tak szczuplutka. Jej Brat nie wychodzi na zdrowie niestety, boi się go.
Popytajcie proszę znajomych, przyjaciół, siebie zapytajcie, może ktoś?
To jest wspaniały kot, daję na to słowo honoru i wyniki badań. Testy ujemne, morfologia i biochemia w środku normy, po kastracji. Piękny jest. U weta obsługiwalny bez problemu. Miziak. Wielki, 5 i pół kilo szczęścia. Ma około 3-4 lata. Tylko w najlepsze ręce. Doświadczone. W ręce, które go przytulą, w serducha, które pokochają. No mam problem....