Zaniedbałam informacje, wiem
Musze się trochę ogarnąć o całości.
Puszkin - cudownie ozdrowiał !
Siedział w klatce, do której sam z własnej woli wlazł i normalnie jadł. Jak przyszłam na drugi dzien po pracy i miałam zabrać go do weta, stanowczo odmówił wlezienia do transportera i nawet zaczął mnie okładać łapami i namiętnie syczeć.
Jadł przez dwa dni w klatce, pił, sikał i wydalał.
I stanęłam przed dylematem, czy fundować mu strasznie dla niego stresującą wizytę u weta i podróż, czy zostawić w spokoju skoro nic niepokojącego się nie dzieje.
Długo siedziałam i zastanawiałam się, rozmawiałam z panią. Wyglądał zdrowo, nie pluł się, mordka na oko w porządku.
W rezultacie go wypuściłam, nie składając klatki na wszelki wypadek.
Jak otworzy łam nie wyszedł od razu, jakby nie wierzył, że mimo, że jestem ja - on jest wolny. Wyszedł dopiero za chwilę, ale wcale nie był specjalnie spanikowany, nie uciekał, chodził po domu, przyspieszając tylko w momencie, jak mnie trzeba było ominąć.
Do dziś jest OK. Normalnie je, ale pani żeby mieć pewność, że to on zjada, zamyka go samego w pokoju na czas posiłku.
Wyglądało na to, że faktycznie coś mu było, ale przeszło. Zachowuje się, jakby był trochę wystraszony, czegoś się przestraszył, trochę nieufny jest też w stosunku do pozostałych kotów, może one go pogoniły. Nie wiadomo, co się wydarzyło, że nagle zaczął tak reagować.
Jakbym go wzięła do weta to na pewno skończyłoby się na antybiotyku i musiałby siedzieć w klatce ze 2 tygodnie. Czy antybiotyk jeszcze bardziej by go nie osłabił ? Na razie nic się nie dzieje więc zostawiłam sprawy własnemu tokowi.
No i chyba Tobi wreszcie trafił na swoich ludzi. Byli go poznać całą rodziną. Chłopak pokazał się od najlepszej strony i od razu została podjęta decyzja, że go zabierają. Ale dopiero w przyszłą niedzielę, bo na razie w domu jest remont. Pewnie, że dopóki go fizycznie nie wezmą nie będę miała pewności, ale to już decyzja na 99,9%. dzieciakom (11 i 12 lat) Tobiś się spodobał, a to one miały decydujący głos w tej sprawie. No i oczywiście z wzajemnością, kotkowi też ci ludzie bardzo się spodobali. Pan wykonał nawet testy alergiczne, czy może posiadać kota, bo ma jakieś problemy alergiczne, ale szybko okazało się, że może.
Na razie możemy się wstrzymać z ogłaszaniem i wyróżnianiem Tobisia. Ogłoszenie niech będzie, może ktoś zadzwoni, może uda się przy okazji ulokować w jakimś dobrym domu jakiegoś innego kotka, a telefonów było dość sporo i to dość sensownych. Proponowałam Kropkę, ale nie ten charakter.
Mam nadzieję, że wreszcie będę mogła napisać, że Tobiś ma już swój własny domek.