Hej!
Jakiś czas temu udzielałam się na forum w tym wątku: viewtopic.php?t=180110 Teraz powróciłam i postanowiłam zrobić update, co się dzieje w kocim świecie. Bo w moim świecie oprócz syna naszego, rozpieszczonego jedynaka Cirila, pojawił się najlepszy kot świata, Lucyfer. Ale po kolei.
W zeszłym roku 2018 ja i narzeczon-obecnie-małżonek planowaliśmy ślub na koniec Lipca. Po ślubie planowaliśmy zmianę mieszkania, gdyż mieszkaliśmy z przyjaciółką naszą, kociarą, a chcieliśmy coś we dwoje (+kot) tylko, wiadomo.
Z przyczyn różnych mieszkanie musieliśmy zmieniać szybciej, tak wyszło. Z końcem maja konkretnie. Trochę dziko, bo tu ślub za pasem a tu mieszkanie. Lekko panikowaliśmy, na szczęście okazało się, że szef mojego narzeczona-małżonka zmienia pracę, wyjeżdża z Kobitą do Wielkiej Brytanii i zostawiają po sobie kawalerkę w naszym budżecie, dokładnie w tym terminie co my się musimy wymiksować. No ideolo. Jeden haczyk. Szef i Kobita mieli koty, dwóch braci, Lucyfera i Tadeusza. No i się okazało, że Tedzia zabierają bo to ich najukochańszy w ogóle, ale Lucka już nie. Nie rozumiem dlaczego, że pieniądze, że koci paszport, że ciężko, że inny kraj. Eh. Próbowaliśmy przekonać, żeby wzięli oboje, ale nie. No dobra. Tylko co z Luckiem. Spojrzałam na tą kocią biedę. Czarny. Traci brata i rodziców (a to już druga para właścicieli, poprzedni też ich oddał bo przeprowadzka, co za ludzie). Karmiony Whiskasem. Bardzo przyjazny kociak. Odciągnęłam narzeczona-małżonka na bok, zrobiłam wielkie oczy no i przekonuję, że on taki biedny, że Cirilek też będzie samotny bo dotychczas był w stadzie z kotami współlokatorki, że w sumie i tak chcieliśmy drugiego kota po ślubie a tu nam w ręce spadł, itp itp. No dobra. Zgoda. Bierzemy. Tym sposobem dostaliśmy kawalerkę w pakiecie w kotem.
Potem był taki moment, że było kilka dni tuż po wyprowadzce Szefa i Kobity jak nas nie było w Warszawie, bo wyjazd. My jeszcze nie wprowadzeni, oni już wyprowadzeni, co z kotem. Miał Lucka doglądać Kobity brat. Ta akurat. Przyjechaliśmy w końcu do mieszkania z tobołami, patrzę, wody w misce nie ma, okno na balkonie otwarte (6 piętro, brak siatek, teraz już są), w kuwecie taki syf, że muchy się zalęgły. Włos mi się zjeżył i doszłam do wniosku, że to była najlepsza decyzja. I ze w sumie bardziej szkoda mi Tedka, co z tymi oszołomami pojechał, a u nas Lucek będzie miał lepiej.
Zapoznawanie Lucka z Cirilem poszło dość gładko. Na początku ich izolowaliśmy przez parę dni, ale więcej stresu było w izolatce, niż jak były na dużym pokoju razem. Lucek siedział na szafie, młody pod stołem. Syczenie, buczenie, po 2 tygodniach było git. Potem ignorowanie, potem ostrożne próby zabawy. Dzisiaj się tolerują. Wielkiej miłości nie ma, ale nie burczą na siebie i bawią się razem, w kocie zapasy. Do tego stopnia, że mamy tablicę z punktami, kto wygrywa
A Luci? Luci jest najukochańszym kotem świata. Jest zdecydowanie syneczkiem mamusi, podczas gdy Ciril jest syneczkiem tatusia. Luci przychodzi po miłość, uwielbia leżeć mi na cyckach i je udeptywać. Ociera się o mnie. Teraz jestem w domu chora, to siedzi obok mnie na kanapie. Przed chwilą się po niej turlał, a ja drapałam mu brzuszek, i tak się turlał, że aż spadł z tych emocji. Potrafi złapać moją dłoń w łapki i ocierać się o nią pysiem bardzo intensywnie. Jest niezwykle kochanym, wdzięcznym kotem. I cieszę się, że mogę dać mu stały, kochający dom, po dwóch latach przerzucania jak piłeczki między nieodpowiedzialnymi ludźmi.
Zdjęcia:
Ciril - jestem duży bardzo i lubię grać w planszówki
https://imgur.com/aT14wq5
https://imgur.com/wAxo9IM
https://imgur.com/lnCS5yB
Luci - ciężko czarnemu kotu zrobić dobre zdjęcie, naprawdę.
To jest jego ulubiona pozycja, na madce
https://imgur.com/QmwqkTy
Jestę butę
https://imgur.com/aT14wq5
Chyba jedyne zdjęcie, gdzie mu dobrze widać ryjek
https://imgur.com/cNb5iNA
Takie wielkie serduszko mam (i lubię gryźć kartonowe pudełka)
https://imgur.com/h34BcML