Przeżyłam dziś koszmar.
Wychodzę z Ł. z przychodni rehabilitacyjnej i 2 domy dalej stoją 2 panie a przed nimi leży koteczka (tak domniemam po urodzie). Obok kręci się druga kicia.
Okazało się, że panie na chwilę przed naszym nadejściem były świadkami potrącenia koteczki przez jakiegoś dupka, który uciekł z miejsca wypadku.
W domu, przy którym leży koteczka, ciemno. Nikogo nie ma.
Jako, że kotka pana doktora jest pingwinkiem, tak jak ta potrącona, to biegnę do apteki, gdzie sprzedaje żona pana doktora. Pani żona ma jeszcze 2 ludzi w kolejce. Przerażona mówi, że za moment przybiegnie jak obsłuży ludzi bo nie może zostawić apteki, bo jest sama.
W tym czasie Panie dzwonią po pomoc do koteczki.
Przychodzę okazuje się, że już umówiły i będą wiozły koteczkę.
Ł. biegnie do apteki, żeby pani żona szybko przybiegła zidentyfikować kotka. Został żeby pilnować apteki.
Biegnie żona, biegnie doktor. To nie ich koteczka. Podbiega dziewczynka, ok 13 letnia. Zaczyna płakać. To jej kotka.
Sekundę po niej podjeżdża tatuś z młodszą, ok. 7 letnia córką. Obie dziewczynki płaczą, a tatuś z zimną krwią spojrzał, stwierdził, że z tego nic już nie będzie i żebyśmy wszyscy dali spokój, on kotkę dobije.
Zapytałam, czy jakby mu matkę potrącono czy też by dobił. Córki to wszystko słyszały.
W końcu wygonił je do domu.
Dziewczyna, która była świadkiem powiedziała, że nie odda kotki i że wobec tego od tej chwili bierze pełną odpowiedzialność za kota i jedzie z nim do umówionej lecznicy.
Właścicielowi chyba dupa zmiękła i stwierdził, że pojedzie z tym kotem. Przyniósł kartonik, żeby kota do niego włożyć, dał kluczyki tej dziewczynie i pojechali.
Nie wiem co dalej.
Będę się kontaktowała z tą dziewczyną. Mam jej nr. Powiedzieliśmy, że jak coś to wspomożemy finansowo.
Tak czy siak z koteczką bardzo źle było już na miejscu. Jak leżała to z pyszczka ciekła jej krew, a chwilę po tym zaczęła mieć stany padaczkowe. Rzucało nią po trawniku. Nie wiem czy będzie żyła.
Pan właściciel z moich obserwacji jest właścicielem sklepu, bądź rozprowadza makaron firmy Czaniecki. Może jest właścicielem tej firmy.
Tak czy siak, mam nadzieję, że kiedyś jego córki go dobiją jak będzie umierał. Od tej pory nie kupię już makaronu z tej firmy.
Jutro napisze czego się dowiedziałam. Dziś jest późno i nie będę zawracać głowy tej dziewczynie.