Bastet pisze:zuza pisze:Ale czy przechorowanie panleukopenii nie daje odpornosci na zawsze?
Nie. Tylko przez pierwsze parę miesięcy poziom przeciwciał jest podwyższony. Potem opada. Jopop gdzieś o tym pisała. Że utrzymywanie cały czas wysokiego poziomu przeciwciał byłoby dla organizmu nieekonomiczne. Poza tym autorka wątku pisze, że ma jeszcze w domu jeszcze dwa inne koty, oprócz tego, który przechorował pp, a które jej nie przeszły.
To trochę nie tak.
Przechorowanie daje trwałą odporność, tak jak nawet podstawowy cykl szczepień w kocięctwie daje wieloletnią, o ile kot prawidłowo na te szczepienia zareagował.
To, że poziom przeciwciał spada, to fakt, ale jest też coś takiego jak pamięć immunologiczna - organizm, który przechorował lub był szczepiony, już "zna" danego (w tym wypadku) wirusa i w razie kontaktu potrafi błyskawicznie wyprodukować potrzebne przeciwciała w dużej ilości. Na tej właśnie umiejętności organizmu polegają wszystkie szczepienia i dzięki tej zdolności organizmowi "nie opłaca się" utrzymywać na stałe wysokiego poziomu przeciwciał
Jasne, że na surowicę (leczniczo) krew z niskim poziomem przeciwciał się nie nadaje, bo surowica nie spowoduje wytworzenia dodatkowych przeciwciał u kota, któremu ją podano.
Natomiast odporność odporności nierówna - nie każdy kot zareaguje na szczepienie lub chorobę (z różnych powodów) w wystarczającym stopniu, niektóre inne choroby upośledzają system odporności w taki sposób, że dany zwierzak nie będzie w stanie wyprodukować w razie potrzeby niezbędnych przeciwciał lub w niezbędnej ilości, tak samo będzie się działo po niektórych lekach.
Dlatego szczepione dorosłe koty po kontakcie z pp nie chorują wcale, inne mają mniejszą lub większą sraczkę, a u jeszcze innych może się rozwinąć pełnoobjawowa pp.
W większości przypadków jednak szczepienia działają i ograniczają się do tej nieszczęsnej sraczki lub braku objawów.
Zresztą z doświadczenia wiem, że po kontakcie z pp każdego kłaka i luźniejszą kupę jesteśmy skłonni uznać za pierwszy objaw
Skądinąd całkiem słusznie - przy takim podejrzeniu panikarstwo jest całkiem wskazane.
Prowadzę dt od 11 lat, przewinęło się przez mój dom mnóstwo kotów, kilkukrotnie miałam kontakt z pp - ani razu moje koty ani tymczasy mi się nie pochorowały.
Jeśli mam w domu nieszczepione jeszcze kocięta, to ograniczam do niezbędnego minimum kontakty z potencjalnymi źródłami infekcji - kociarniami, lecznicami i innymi dt oraz dzikimi kotami (unikam łapanek) i generalnie czuję się trochę, jakbym żyła na wulkanie dopóki mam pod dachem coś nieszczepionego. Tak samo ograniczam kompletnie kontakty z miejscami, o których wiem, że pp jest lub niedawno była - w czasach, gdy jeszcze współpracowałam regularnie z fundacją, także zupełnie rezygnowałam z kontaktów osobistych z dt, gdzie akurat była panleukopenia.
Virkon mam w domu zawsze. W przypadku nieświadomego kontaktu (lub potencjalnej możliwości takiego kontaktu) robię odkażanie wszystkiego, namierzam surowicę, żeby była w razie potrzeby i znowu - ograniczam wówczas kontakty, gdzie mogłabym komuś sprzedać to dziadostwo.
Ostatnio znajomi sobie przywlekli (z lecznicy) pp do domu. Z 19 kotów było leczone chyba 4 czy 5, z czego u najciężej chorego nałożyły się po prostu objawy innej ciężkiej choroby i wśród tych chorujących były niestety chyba ze 2 nieszczepione młodziaki. Oczywiście wszystkie koty dostały surowicę, ale dopiero 5 czy 6 dnia odkąd chory kot do nich trafił - gdyby szczepienia nie działały, to chorych byłaby już znacznie większa ilość. Aha, wszystkie koty, które były szczepione, ostatnią dawkę dostały prawie 4 lata temu (przegapili termin 3-letni).
Tak, miałam z nimi bliski kontakt i przekazywaliśmy sobie rzeczy w ciągu tych paru feralnych dni, kiedy jeszcze nie wiedzieli, że mają w domu chorego kota
Również na wszelki wypadek się odkaziłam, zaopatrzyłam w surowicę kocią dla dziewczyny, która w razie "w" canglobu nie może dostać i upewniłam, że w mojej lecznicy mają stosowny zapas. Na szczęście nie zachorowały ani białaczkowce, ani fivek, ani nikt inny.
Przy zachowaniu rozsądnych środków ostrożności można być wolontariuszem mając własne koty. Najważniejsze, żeby były regularnie szczepione.
A jak ktoś ma wyższy poziom paniki lub koty z osłabioną odpornością, to jest też wolontariat wirtualny - robienie ogłoszeń, pomoc w zbiórkach internetowych itp.
Myślę, że powinny tu się wypowiedzieć przede wszystkim dziewczyny, które prowadzą wolontariat w schronach - w końcu one też mają własne koty, a w niektórych schronach pp jest praktycznie stale obecna.