Mama wyszła, ale przyszedł Brat w stanie opłakanym, nie było go całą noc i cały dzień. Przyszedł oczywiście równym krokiem i prosto do misek, zjadł całe udo kurczaka i całą miskę gourmeta. Głaszczę go a przednie łapy, tragedia
Sznyty, strupy, gule, tłukł się gdzieś z kotami, wiosna nadchodzi
Za chwilę będą z tego ropnie albo inne infekcje. Nie utykał, nic mu to nie przeszkadza, zlałam octinoseptem, ale wytrzymał tylko chwilę i nawiał. Będzie coraz gorzej. Brat ma być kastrowany, dopiero skończyliśmy leczenie świerzbu i ropnia. A prawda jest taka, że ja sobie sama z tym nie poradzę. Nie mam czasu, poza Bratem mam do obsługi 5 kotów i pracę. Czy ktoś z Wrocławia może mi pomóc?
Trzeba zawieźć, odczekać, przywieźć, dostosować się do terminów lecznicy i chirurga, więc prawdopodobnie dwie wizyty, bo pierwsza badanie krwi, bez tego nie zrobię żadnej kastracji. I trzeba się jeszcze dostosować do Brata
Nie biorę pod uwagę innej lecznicy i lekarzy niż tych, do których mam pełne zaufanie, to lecznica, gdzie Brat ma przez fundację otwarte konto na leczenie, zabiegi, itd. Terminy do ustalenia. No nie rozedrę się
Potem już się Bratem zaopiekuję, przetrzymam trzy dni, doglądnę i wypuszczę.
Trzeba taksówkami, mam usterkę nogi i nie prowadzę auta