Czy pisałam o tym jak mi dostarczano zamówienie przed świąteczne? Pisałam. Ale nie pisałam jak mi dostarczono obecne zamówionko czyli 56 literków żwirku i... dwie miseczki. Ja to mam szczęście
ostatnio. Zmieniłąm firmę kurierską ale to tylko dało inne atrakcje.
Siedzę w domku. Na mailu wiadomosć ,że dziś przyjdzie jedna paczka. A na kolejny dzionek kolejna. Nawet sie ucieszyłam, bo to oznaczało wniesienie jej pod drzwi. Gabaryty udźwigu nie zostały przekroczone. Rano na domfon zgłosił się niby listonosz. I niby pracownik spółdzielni. Niby bo nikt do nas nie dotarł. Jak zwykle roznosiciele ulotek podjęli próbę dostania sie na klatkę. Obiecuję sobie zawsze, że będę pytać dzwoniących do kogo i z czym przybywa. Ale jak zwykle zapominam stale. Czekamy na kuriera. Janusz szykuje się do lekarza na kontrolę po szpitalną. Ja telepię się po chałupie podejmując próby ogarnięcia gara stojącego na palniku. Zupka ma być.
Dyrda domofon. Słodycz w głosie oznajmia
kurierrrr. Otwieram wierzeje. Idę zarzucić coś na plecyki i zakryć biust luźno latający pod koszulką. Wyglądam licząc na obecność dostawcy już pod drzwiami. Pusto. Cisza. Nic nie stąpa po schodach. Nic nie dyszy. Wołam kurierka. Cisza. Cholera, kolejna zmyła. Zajęłam się swoją robotą. Janusz poszedł do poradni. A mnie coś tknęło za jakis czas i zajrzałam na pocztę. A tam jak byk napisano ,że ODEBRAŁAM żwirowisko osobiscie. Nawet dwa pakiszcza
Nie widziałam na swe oczy mało bystre ni kuriera i zamówienia a tutaj jak byk stoi, żem pokwitowała odbiór! Zeszłam na dół biegusiem, prawie bosymi stopkami tupiąc po stopniach. Na dole paczek niet. W piwnicy paczek niet. Już się zdenerwowałam. Dzownię pod zapodany numer do kuriera Patrycji. Pytam czy była. Owszem była.Rozciągłą słowa jako ten anemik. Pytam gdzie paczki. A na dole zostawiła. Oświadczam wkurzona, że ich nie ma. Cisza. Pytam dlaczego mnie nie poinformowała ,że zostawia paki na dole. Ona nie wie dlaczego. W ogóle baba nie przejęłą się. Oświadczam ,że jak się nie znajdą to jej głowę urwę. I zaraz złożę skargę na to co zrobiła. Oraz na to ,że napisała nieprawdę. Paczek nie odebrałam i na oczy swe modre nie widziałam. Jak ta głupia przeszłam po sąsiadach pytając czy może przypadkiem nie zabezpieczyli, nie widzieli... Pakunki zostały postawione tuż przy drzwiach wejściowych więc każdy mógł się porządzić. Lekko urażeni kręcili głowami w odmowie. Mnie się płakać z tej niemocy zachciało. Nieodpowiedzialna baba co sobie jaja robi. Gdyby powiedziała, że ma dwie i ciężko jest, to zawsze udostępniamy piwnicę. Powinna oznajmić ,że zostawia je na dole. My potraktowaliśmy ją i jej dzwonienie jako kolejnego naciągącza co podejmuje próby dostania się na klatkę. Ludziska skądś wiedzą ,że Janusz często jest i zostawiają u nas pakunki lub proszą o otwarcie drzwi. Jawnie lub podstępem. Rozgoryczona dzwonie do Janusza by mu wsio opowiedzieć. Nieźle mnie nerwy tąpnęły. A małż mój oznajmia ,że schodząc do lekarza zobaczył pakunki leżące sobie na podłodze klatkowej. I facia obcego kręcącego się koło nich. Zainteresował się i doczytał ,że to nasze. Facia pogonił a paki zamknął w piwnicy. Oczywiście nie raczył mnie powiadomić. Jak zwykle spóźniony był. Swoja drogą gdyby nie zszedł to chyba byśmy żwirku nie mieli.