Nie ma go. Wczoraj i dziś nie pojawił się. Zobaczymy wieczorem. A ja dziś zapomniałam wątróbki zabrać. Wsadziłam gdzie indziej w lodówce i oczywiście uleciało jak sen złoty. No, prawie. Kotłowniana Dzidzia i Dziecko zmierzyły mnie z obrzydzeniem. Udobruchały się jak dziecinną Smillę dostały. Kropka nawet nie czekała na przeprosiny tylko od razu zaczęła wcinać. Tyle mojego.
Mamuśka , Szylka i nowe czarne też byli.
Pani Teresa też rano była. Specjalnie nie dzwoniłam by spokojnie koty pozerkać. Ona czyni wiele zachodu . Biega z miskami, kicia, przestawia... a ja chciałam za Czekoladą rozejrzeć się. Moja ponowna ale nowa
obecność i tak futra deprymuje.
Koty po raz pierwszy dziś zostaną same w domu. Janusz także ruszył do pracy. Nie ciekawie u nas było.Oj, bardzo. Ja na zwolnieniu tak długo bo mnie sie zachciało rozumek ugotować. On był w szpitalu i potem na poszpitalny zwolnieniu siedział. Swoją drogą trzeba mieć mocne nerwy by z chorym facetem wytrzymać. Nikt tak nie cierpiał jak on.
Nikogo tak nie bolało.
A zabieg był straszniejszy niz u innych.
Jednym słowem cierpiał za
milijony Tylko koty zadowolone były. Ciągle ktoś był. A chęć
umrzenia bliskiego powodowała polegiwanie w wyrku i obkładanie sie futrami i trzepanie boksu czy innych
menskich sportów.
Ale wracając do tematu. Martwimy się o Pesela. I jego zażarte próby oskalpowania kotów. Choć powoli to się zmiania. Rudolf zaczyna stawiać się. To samo Szabuś. Ale jednak nieustaje cholernik w wysiłkach. Aż się boję co zastanę po powrocie. Mam nadzieję, że brak nas da kotom spokój a Pesiowi odbierze zapalnik.