» Pon sty 21, 2019 12:53
Re: OTW19-Józefów k/Legionowa ul.Objazdowa-wizyta PA potrzeb
Staram się. Numerka nie dostałam. Przyjmuje 2 lekarzy w tym jeden tylko 2 godziny.
Rano zniosłam wodę ptakom. Miska rozbita. Kolejna. Wygląda tak jakby ktoś z buta walił w lód by go rozbić. Nie wiem po co skoro do samego dna jest tafla. I dziadyga popękała. A w wiaderku lód został aż wytrzepany do dna przez ptasie dzioby. W miarę jak mróz mroził wierzch dostawały się do płynu usilnie. Biedne te zwierzaki okropnie.
W pracy wodę też nalałam. Było wielkie ptasiorstwa zdziwienie ,że coś jest do przełknięcia. Nikt nie uzupełniał miski. Cała barierka tarasu w pobliżu wodopoju, obsadzona została gaworzącymi dziobami.
Biedne te stworzenia okropnie w taki czas. I nie w taki. Mróz, upał... gdy brak życiodajnego płynu umierają.
Smutny to czas. Nie znoszę tej pory roku okrutnie. Zastanawiam się nie raz kiedy to się stało. Że tak inaczej na świat patrzę.
Tak mi strasznie żal tych wszystkich wywalonych drzewek. Śmietniki, lasy, skwery są zawalone jeszcze pięknymi choinkami. Obdarte z ozdób, już nie potrzebne, drażniące ludzi spadajacymi w mieszkaniu igłami... z wielką radością są wyciepywane. Jeden zniesie. inny brutalnie zrzuca z okna. By nie trudzic się. Nie roznieść "brudu". To czas ich umierania.
Kiedyś bajka Andersena o choince co w ostatnim gorącu piecowego płomieni ziściła swoje marzenia o super blasku. Nie wiedząc ,że okrutnie umiera ,była tylko bajką. Kiedy jej sens, inny sens, dotarł do mnie? Kiedy w radośnie przyjmowanych w domach drzewkach zobaczyłam ... trupki? Ugaszczane z honorami, ustawiane w centralnym punkcie domu, oblekane w szaty świetliste już...umierają. Z pierwszym obsypem igiełek, co opadają brudząc mieszkanie, wydają na siebie wyrok. Gdy zamykają sie drzwi za ostatnim gościem już muszą sie szykować na wygnanie.
Z jaką wielką ulgą zakupiliśmy sztuczną choinkę. Dziecko było jeszcze małe. Dla niej, i to rozumiem, święta zaczynają się od świetlistego blasku. Tylko dla tej radości stawiane było drzewko. Ostatnie żywe jakie mieliśmy, to była jodełka. Wzbudzała w naszych gościach śmiech i zdziwko. Dlaczego? Janusz kupił najbardziej ułomne drzewko na straganie. Bo mu go żal było. Durne to okrutnie. Byłą w doniczce i miałą mieć korzonki. Chieliśmy by to one, przez swe istnienie, dały jej życie na działce. Wszystko okazało się płonne. Ktoś nas oszukał. Iglaka też. Brutalnie odciął od Matki Ziemi i wsadził pień w ziemię.
Sztuczna to sztuczna. Ja wiem, że są specjalne fermy gdzie hoduje się je masowo. Ale wcale nie jest mi z tego powodu lepiej. Jadąc do swego lekarza widziałam cichcem upchane w krzaluny i śmietniska nie sprzedane resztki. Jeszcze obleczone w całuny z foli i siatki. Może bardziej humanitarniej by było oddziać je i zostawić na powolne zwiazanie się z naturą. Byłyby piękną kryjówką dla małych ptaków, owadów i innych drobnych stworzeń szukających ochrony w ten trudny czas. Tak zachwalane, takie kosztowne... umierają bezdomne. Nawet nie daje im się z ziemią połączyć w ostatnim opadzie igiełki. By śnieg, mróż, słońce obmyły resztki gałązek.
Smutne to wszystko.
Ja wiem,że przesadzać mogę. Na pewno przesadzam. Ale ... to taka refleksja smutnawej blondynki.
Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.