Ja używam igieł 0,8 - 0,9, bo grubszych po prostu nie mam serca w kota wbijać. Dla bojących wymyślili specjalne igły-motylki, sporo krótsze od zwykłych. Można kupić w aptece, chociaż raczej muszą sprowadzić z hurtowni, ale ja ich nie lubię używać. Jakoś mniej pewnie mi w kota wchodzą, częściej sprawiałam ból niż normalną igłą, więc z nich zrezygnowałam. No i też zawsze mam kłopot z odmierzaniem płynu. Jeśli podaję tylko sól fizjologiczną, to wolę zapłacić więcej i kupić woreczki czy butle po 100 ml, jeśli ringera, którego w takiej pojemności nie robią, to zawsze się stresuję. Chociaż weterynarz mi niby tłumaczył, że tak naprawdę nic się nie stanie jeśli raz podam 80 ml, a innym razem 120, to i tak wolę używać seteczek. A tak zapytam z ciekawości, jak przelać płyn z większej butli do worka 100 ml?
Ps. Moja też nie znosi kroplówek i jeśli robię je sama, to usiłuje mi zwiać z krzesełka, ale nie walczy ze mną i jakiegoś dużego stresu nie zauważyłam. Najlepiej robić to w dwie osoby. Jedna trzyma kota i zagaduje, całuje, drapie pod bródką (mój wet świetnie sprawdza się w tej roli
), a druga czuwa nad samym procesem patrząc czy i jak szybko leci, i czy igła z kota nie wyłazi, zwłaszcza kiedy ten ma zwyczaj się wiercić. Najważniejsze to zachować spokój i działać zdecydowanie. Jeśli sama bardzo się denerwujesz, a twoje działania są niepewne, kot natychmiast to wyczuwa. Ja wiem, że to łatwo mówić, jednak z czasem wszystkiego można się nauczyć, a przy przewlekle chorym zwierzaku po prostu nie ma wyjścia. Mi też na początku było ciężko, ręce latały i kilka razy zrezygnowałam, bo wydawało mi się, że zrobię krzywdę kotu, wbijając w niego igłę, ale jak mus, to mus.