Dziękuję Wam, moje kochane za pamięć i odwiedzanie naszego wątku.
Nie mogłam się jakoś otrząsnąć po śmierci Teresiaczka i nie wchodziłam tu, bo bolało.
Nadal boli, bo maleńkiej, wszędobylskiej, ukochanej, jedynej w swoim rodzaju Cholery już nie ma.
Pozostała odrobina futerka jako relikwia.
Życie bandy potoczyło się dalej.
Iguszka odżyła. Trochę czasu minęło, zanim zorientowała się, że nie ma już z nami Burej Strzałki.
Zaczęła zwiedzać całe mieszkanie, porzuciwszy posterunek na kuchennym oknie. Teraz głównie wyleguje się na łóżku.
Polubiła furminator. Nie posiada się ze szczęścia, kiedy zaczynam targać jej futro tym, dotychczas przerażającym, narzędziem.
Mruczy tak zapamiętale, że niemal wpada w histerię.
Diabeł chudy i krótkowłosy wciąż namiętnie kocha olbrzymkę Miki, z wzajemnością, rzecz jasna.
Obie z okrutną radością napadają na Furkę, która wiernie stoi na straży SWOJEGO pokoju i ujada, kiedy łamią przepisowy dystans.
Czasem jednak udaje im się umiejętnie użyć zaklęcia
Drętwota! i wprowadzić Furę w ekstazę.
Triumfalnie zajmują wtedy łóżko i wyzywająco spoglądają w jej rozzłoszczone ślepki:
I co zrobisz, jak nic nie zrobisz...Zazwyczaj kończy się to stekiem tak drastycznych obietnic Fury, że przed opuszczeniem
nawiedzonego pokoju Miki i Diabłowi puszczają zwieracze.
Pół biedy, jeśli zdążą zeskoczyć na podłogę...
Fura po odejściu Tereski śpi ze mną. Najbardziej lubi moment, kiedy czytam. Ładuje się wtedy między moją twarz a książkę i JEST.
Miewa regularne zaparcia z powodu ruchomej kości miednicy, więc musi być codziennie monitorowana.
A ja nie potrafię już wyobrazić sobie życia bez kotów.