Alienor pisze:Ale Gajunia dobrze trafiła
Bardzo dobrze.
Wczoraj zadzwoniła do mnie pani o kota. Apodyktyczna, głośna, ciągle mi przerywająca. Z pretensjami i żądaniami.Ma być bury. A nie może być czarny. Czy kot urodzony w lipcu jest starszy/młodszy od kota urodzonego w kwietniu. Ma być miziaty już i teraz. Dlaczego ja nie mówię,czy miziaki mam. A ja... Nic nie miałam szansy powiedzieć, odpowiedzieć na jej pytanie... bo nie czekając przerywała mi. Unikała jak ognia pytań o warunki i ich kota. Wreszcie poruszony został temat przyzwyczajania obu kotów do siebie. Powiedziałam pokrótce jak my postępujemy i co robimy.Dlaczego tak robimy. Dokładniejsze tłumaczenie zostawiając na ew potem- czytaj gdyby kot tam poszedł. I tutaj poległam. Paniusia na siłę chciała mnie udowodnić, że rezydent jako kot ważniejszy nie powinien mieć zamkniętego jednego pokoju. Czyli tego, w którym by przebywał adopciak. Bo rezydent wyobraża sobie wtedy (tak czytała na grupach) ,że w pokoju siedzi groźny... lew lub tygrys. Który z każdym dniem rośnie i rośnie i wreszcie może pożreć domowego.
Pytam czy jej kot zna tygrysy. I lwy. Bo skądś musi sobie takie wyobrażenie w łepetnie stworzyć. Sorki nie wytrzymałam. Pani zapowietrzyła się i zignorowała. Wykorzystując ciszę chciałam powiedzieć o dobrociach izolacji i o tym, że jej kot nie musi być dla nowego
cudemalina. Bo kot to kot. Ale nie udało się. Bo temat wprowadzenia nowego był ważniejszy. A bardziej to, żebym ja przyklasnęła temu pomysłowi. A jakiemu? Otóż moje wychuchane i upieszczone tymczasiątko byłoby cały czas zamknięte w kontenerku. Cały czas. Transporter stałby na środku pokoju by domowy futrzak oswoił się. Bo by se chodził, zaglądał, wskakiwał... Wypuszczane czasem byłoby pod nadzorem na siku i jedzenie. A tak ogólnie, celem zapoznania, obnoszone po chałupie by rezydent nawykł do niego. A nowy zapoznał się z okolicą. Pani żąda potwierdzenia, że ma rację. Chyba swojej odpowiedzi nie muszę pisać. W odpowiedzi zaś usłyszałam, że jej kot jest ważniejszy i to on ma większe prawa. A nowy powinien się cieszyć, że ma dom. Bo to żadna trauma siedzieć w transporterze wiele godzin. Zanim zdanie zakończyłam usłyszałam, że ona o sobie nic nie powie. Bom ciężka w negocjacjach. Więc nie chce ode mnie kota. Podziękowałam za decyzję i stwierdziłam, że fajnie. Że bardzo się cieszę z niej.