Zdaję sobie sprawę, że lecznica weterynaryjna to nie instytucja charytatywna. Naprawdę wiem, że trzeba zarobić na utrzymanie lokalu, podatki, pensje. Korzystam z porad wielu lecznic, mniej więcej wiem, ile jaki zabieg kosztuje. I wiem, że wiele lecznic - także tych , których nie odwiedzam z uwagi chociażby na odległość - stara się jakoś tam pomóc opiekunom kotów wolnożyjących i fundacjom, stosując preferencyjne ceny. Wiem, że to nie obowiązek, tylko dobra wola, która bardzo doceniam i za która dziekuję.
I pewnie dlatego czuję się zaskoczona tą fakturę - 5tygodniowy kociak, u którego kilka dni temu stwierdzono panleukopenię, leczony, wydawało się, że z niej niech wychodzi - w nocy zasłabł. Koleżanka na rowerze (taksówka kosztuje, oszczędzamy) zawiozła go do najbliższej całodobowej lecznicy. Oto rachunek za eutanazję kociątka:
Mało czytelna, więc pomogę:
badanie kliniczne ogólne - 50,00zł
eutanazja - 166,15zł
wizyta / porada - 50,00zł
użyte leki i materiały - 3,81zł
razem - 260,00zł
Oto relacja koleżanki - uratowała naprawę wiele maluszków, widzi, kiedy już nie ma szans:
„Dojechałam do lecznicy z kociakiem około 2 w nocy. Jego stan był krytyczny. Nie ruszał się, jedynie łapki drgały. Nie był w stanie podnieść główki. Czasem otwierał pyszczek nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Pani z recepcji kazała mi zaczekać na lekarza. Czekałam może 8 minut pełna współczucia wobec malucha. Pani weterynarz niespiesznie spojrzała na umierające kocię, wysłuchała moich oszczędnych wyjaśnień, a następnie rozpoczęła wywiad, którzy nic już nie mógł wnieść w stan kota. Uznała że zawsze jeszcze można coś zrobić i chciała podjąć próbę dalszego "leczenia". Dopiero kiedy zdecydowanie wypowiedziałam moje życzenie skończenia cierpień malucha, poszła po odpowiedni środek. Tylko dzięki mojej stanowczości najpierw pozwoliłyśmy odejść Satinowi za Tęczowy Most a potem przeszłyśmy do spraw biurowych. Załatwiłam formalności - wypisywanie faktury trwała 25 minut - i ze smutkiem zabrałam małe ciałko aby je pochować.
Fakturę Dorotka wzięła na siebie, nie mogę takiej zapłacić z kotna fundacji, Dorotka pojechała poprosić o zmianę - o 18.57 zadzwoniono do mnie z lecznicy o potwierdzenie. Powiedziałam, ze jeden zaskoczona wysokością faktury - usłyszałam, że to była noc. Zaskoczona byłam mimo wszystko, omówiłam z panią po drugiej stronie słuchawki kolejne pozycje, powiedziałam, że opisze całe zdarzenie w necie. Usłyszałam „do widzenia - mam nadzieję, że nigdy więcej”.
Też mam taką nadzieję.
*
Być może nie pisałabym tego, gdyby na nie zdarzenie z początki kwietnia br - na prośbę znajomej zabrałam wtedy bardzo chorą kotkę od starej kobiety. Kotka leżała we własnym moczu, była skrajnie odwodniona, zimna, zwisała mi z ręki jak szmatka. Podobno w takim stanie była od tygodnia… Zawiozłam ją do lecznicy, z której pomocy korzystam, była tam do zamknięcia lecznicy - zbadano ją. ogrzano, nawodniono, pobrano krew - rachunek około 150zł. Stan kotki określono jako beznadziejny, sugerowano eutanazję informując, że kotka nie przeżyje nocy - ale wspomniana znajoma osoba chciała próbować, na jej poleczenie zawiozłam kotkę do lecznicy Lancet. Kotka miała już niewładne tylne łapki, widać było, że paraliż postępuje, że odchodzi. Po paru godzinach nastąpił pełny paraliż i śmieć. Lekarka dzwoniła do mnie, bo zostawiłam też swój telefon - przed śmiercią wykonano kotce testy FIP, FelV i FIV, nie wiem, jakie jeszcze, ale już po jej śmierci lekarka sugerowała pobranie płynu chyba mózgowo-rdzeniowego i wysłanie go na badanie pod kątem FIP - do Niemiec. Rachunek za te kilka godzin w Lancecie - coś 500-600zł, płaciła znajoma, dokładnej kwoty nie znam.
Nie jestem lekarzem, nie neguję wartości testów, sama robię je zwierzakom, jeśli lekarz zaleci, nie neguję prób ratowania chorego zwierzaka - ale lekarz powinien umieć ocenić, kiedy taka próba ma sens, a kiedy sprowadza się tylko do generowania kosztów - dla opiekuna, zysku - dla lecznicy.
Wszyscy lekarze, z których pomocy korzystam - zawsze przedstawiają mi możliwy scenariusz i szanse.
Ostatnie przypadki - kot zawieszony z uchylnym oknie, praktyczny zanik tętna i czucia w jednej nóżce, śladowe w drugie - propozycja lecznicy - próbujemy dwa dni, jeśli nie będzie poprawy - decyzja. Jeśli będzie poprawa - wariant optymistyczny to długa rehabilitacja i częściowa sprawność, wariant pesymistyczny - kot suwaczek pieluchowy. Poprawa po tych dwóch dnia była, więc jeszcze kilka dni w lecznicy, potem rehabilitacja. Wyszedł wariant optymistyczny - kot sprawny.
Kotka szkielet, wysuszona na wiór, w lecznicy z kroplówkami dożylnymi je, w domu z podskórnym - praktycznie nie. Więc 2-3 doby w lecznicy, 2-3 doby w domu, może załapie. Testy, badania - tak, te potrzebne do diagnostyki. Bo jest szansa.
.