Rysio stabilnie ale....
No własnie, po kolei.
Miałam omówioną wizytę u endokrynologa ale to około 40 km w jedną stronę. Z tej racji ze on wręcz "umiera" podczas jazdy, odwołałam ją

.
Z każdą podróżą do weta było z nim gorzej, stwierdziłam, że końcu te wyjazdy dokończą jego żywot, odpuściłam.
W gabinecie na wszystkie badania krwi, rtg, usg, wydałam prawie tysiąc a nie doprosiłam się o całościowe spojrzenie na problem, zalecili karmę RC Hepatic i tyle..
Od początku listopada jest na Barfie z przewagą wołowiny i kupa jest raz na 36-48 godzin, uformowana, półtwarda, ciemna. Sporadycznie raczej jako smakołyk kilkanascie hrupek Hepatic na dobę.
Co szczególnie rzuca się w oczy:
1. Sika ok 4 razy na dobę, bardzo mocnym strumieniem i są to wręcz stosy zbrylonego żwirku, jak sprawdzić czy tego moczu nie jest za dużo?
2. Zwiększonego pragnienia raczej nie ma, dopija maks 20-30 ml na dobę, z tym że daję sporo wody do mieszanki barfowej, konsystencja może nie zupy ale gulaszu
3. Apetyt spory, jak dałabym 30 gram na dobę na kilogram m.c. to byłby cały czas głodny, zjada spokojnie dwa razy tyle, pewnie zjadłby więcej ale i tak jest otłuszczony, fartuszek wisi bardzo i jak siedzi to taka grucha z niego się robi
4. Oddechów na minutę różnie 32-36, wiec jest trochę lepiej...
5. Od półtorej miesiąca tylko raz po bieganiu widziałam jak oddycha z otwartym pyszczkiem, słyszę natomiast że coś jakby mu zalegało w nosku, to tak jakby mieć trochę przytkany nos i coś mu tam troszkę furczy (polipy, zapadająca się tchawica?) Nie zawsze, czasem.
6. No własnie tylko on ostatnio mało biega, jest taki wolny, stateczny, ślamazarny, aktywny jakieś 3-4 godziny na dobę
7. Bezpośrednio po jedzeniu myje się i kładzie spać, czasem czuwa. Mam wrażenie że gdyby nie Tola to byłby jeszcze mniej aktywny
Apropos zespołu Coushinga, część objawów pasuje ale tylko część, ale jak to zweryfikować na wizycie bez kota...Jak?
Wiem, że coś mu jest

ale wiem też że jeśli będę tak z nim jeździć w nieskończoność po wetach to go wykończę tymi podróżami
Nagrałam filmik z jego płaczem podczas podróży i nie da się tego słuchać, zawodzi tak ze ciarki chodzą po plecach.
Gdybym miała pewność, że pojadę do weta który się zaangażuje w postawienie diagnozy to jasne że bym zaryzykowała.
Nie mogę z nim tak jeździć w nieskończoność...no nie mogę
Niestety na śląsku w okolicy Gliwic nie trafiłam na kogoś takiego.
Szukam....
Może ktoś z moich okolic poleci mądrego, dociekliwego weta???