Odbierałam ją o 20.00 jadąc z badań ,z chorym psem. Myślałam,że zdążę go odwieźć i lecieć po nią. Nie zdążyłam.Korki w Wwie takie,że kilka godzin w tą i z powrotem jechałam
Dojechalam do lecznicy wściekła,a tam ...wszystko zaszczane. Kocyk do przykrycia ,posłanko w transporterze,podkład,dwa ubranka. Rozkręciłam dym,bo płakać się chce z niemocy.Innego koca nie miałam ze sobą. A kot po narkozie,wychłodzony,na dworzu zimno.
Wpieprzą kota do transportera i siedzi tak X godzin w szczochach, skazany na sukces
Jakim cudem koc polarowy,dany do do przykrycia zaszczany,pytam???
No bo przykrywali kota w INKUBATORZE. Po kiego przykrywać w inkubatorze??? Przecież tam wystarczy ustawić właściwą temp? Po co koc? Ale pewnie ustawienie temp. popsute,a nikt się nie przyzna!
Potem dawka leku na wynos.Odmierzają na OKO. Na 5kg,standardowo. NA ILE???pytam. Kot waży jak piórko (2,6kg jak zważyłam SAMA),a pańcie chcą pchać w niego STANDARDOWO. Bo się nikomu zważyć kota nie chciało??? Pytam,czy pańcia technik wet. by chciała dostać dawkę 2x większą leków niż powinna? Narkozy też. I może się wybudzi,może nie? Na to ona mi,że 1ml więcej nie robi różnicy kotu.Ja zaś ,że tolfedyna w nadmiarze wpywa na nerki i sobie nie życzę większych dawek,nawet jak pani doktor to nie przeszkadza. MNIE PRZESZKADZA. I ja nie pozwolę! A druga pańcia już nabiera lek do strzykawki. Powstrzymałam. Zważyłam kota,odmierzyli ile potrzeba. Ale wszystko trzeba wywalczyć,wykrzyczeć.
Szlag mnie trafia! Znieczulica. I jeszcze awantura o zaszczanie wsio. Pani twierdzi,że jakby miała kota w d... (ordynarnie nazwała po imieniu) ,to by kot siedział w pierwszym ubranku.A przebrała go.
JA uważam,że większość z wetów i obslugi techn. powinna kartony w magazynach przewalać,nie żywe zwierzęta obsługiwać. I nie omieszkałam pani przypomnieć,że zmiana zaszczanych koców,to PRACA,którą pani sobie SAMA wybrała. I to żaden sukces,że raz przebrała kotkę.
Dostałam koc wypożyczony. I tak musiałam brać taksówkę,bo jeden,nie cały komplet jaki przygotowałam,a w nocy już zimno.
W tym napadzie wścieklości testów nie robiłam A nikt nie wpadł na to,by przypomnieć.Pazurków też nie obcięli.
W domu kolejny raz zmieniłam ubranko.A bambaryłka mnie podrapała i pogryzła zniewalana ubrankiem. Trochę ,ale zawsze.Po czym rzuciła się na jedzenie. A po konsumpcji...zaczęła bawić myszką
Rano zjadła,siku,kupa luźnawa i śpi za mikrofalowką.
Najgorzej,że skacze na szafkę w tym celu
Boję się o szwy,ale zamknąć w klatce nie mam sumienia.
I dokładkę wątróbki po Animondzie rano jadła leżąc na podłodze,na boku- bo kubrak ciśnie