» Nie maja 29, 2005 19:34
Dzień trzeci:
Ojej, ale dzisiaj zwariowany dzień. Wstaliśmy o 6:00. Ja z góry oglądałam mieszkanie (tzn. siedziałam na najwyższym stopniu drapaka), a pan tak zabawnie mnie szukał. W końcu miałknęłam, by mnie znalazł. Powiedział, że dzielną i odważną jestem dziewczynką. No pewnie!
Dostałam śniadanko: jak zwykle Animonda z indykiem. To starcza mi do obiadku, gdyż nie jest to moje ulubione danie i zjadam po kawałeczku, a nie za jednym zamachem.
Pani wreszcie zmądrzała. Dotąd w miseczce z suchym jedzonkiem mieszkał Hills z kurczakiem. Nie jadłam go, bo za nim nie przepadam. Dziś pani dosypała mi nieco Hills’a z tuńczykiem – więc zaczęłam i suche wcinać (jak dla mnie to pani tego suchego kurczaka może oddać innym kotkom, ale jej jeszcze tego nie mówię, bo nie chcę jej sprawiać przykrości).
Przyszedł znajomy moich państwa – Wujek dobra rada. Nie przeszkadza mi, ale traktuję go z wyraźną rezerwą. W końcu to nie mój pan, ani nie moja pani, więc niech nie liczy, że od razu, z własnej woli, zaszczycę jego kolana. Zajęli się czymś głośnym w kuchni. Pani mówi, że kładą terakotę i ja się niczego bać nie muszę. Zamknęłyśmy się z panią w małym pokoju, więc się nie boję. Dzielna w końcu jestem. Tylko troszkę rozrabiam – bo się nudzę.
Pod łóżkiem znalazłam gitarę. Fajna – pograłam trochę. Pani mówi, że mogę z niej korzystać ile chce, gdyż pan już od dawna jej nie używa, tylko pamiątkowa ona jest. W małym pokoju też mieszka kot (ten z lustra). Wczoraj chciałam mu spuścić łomot, ale to ja dostałam w głowę. Dziś zatem daję mu spokój, choć troszkę deprymuje mnie, kiedy bawię się z panią, a ten intruz naśladuje mnie we wszystkim.... Pani musi być ze mną w pokoju – jak wychodzi to ją nawołuję. No bo jak to, wszystko powinnyśmy robić razem – bawić się, spać... Nie przeszkadza mi nawet jak pani towarzyszy mi przy toalecie – jestem taka miła, że nawet jej ręce wymyłam....
Inna sprawa, że zaraz potem je pogryzłam. Nie to żeby złośliwie, tylko ząbki mnie swędzą bardzo. Jak bawię się piórkami na patyczku, to też czasem gryzę ten patyk – potrzebuję tego. Nawet jak pani książkę czyta, to ją podgryzam...
Po obiedzie stała się tragedia. Wielka tragedia. Ponieważ w kuchni panowie szaleli z terakotą i trochę się pyliło (Wujo używał takiego strasznego sprzętu – wiertarki z tarczą czy jakoś tak), pani uchyliła lekko okno w małym pokoju (leciutko, nie przeszłabym, ale jednak) bo się dusiła troszkę (chyba astma się to nazywa...) i towarzyszyła mi w małym pokoju. Jak Wujek dobra rada poszedł do swojej Babci – pani włączyła tego potwora z długą trąbą i cienkim ogonem, więc ja przestraszona schowałam się.
No i wtedy zaczęły się dziać sceny dantejskie. Pani płacząc wołała mnie, szukała, łkała, a ja struchlała za kwiatkiem siedziałam cichutko. W końcu mnie pani znalazła. Przytuliła, powiedziała, że bardzo się o mnie bała, że mogłam wypaść (oczu nie ma, czy jak – przecie moja głowa dwa razy większa niż ta szpara w oknie, to jak bym miała wypaść?). Pocałowałam ją w mokry policzek, a wtedy ona mnie tak mocno przytuliła i powiedziała, że bardzo, ale to bardzo mnie kocha. No pewnie, kto by mnie nie kochał....
Przytuliłam się do mojej pani i zasnęłam – słodziutko. Myślałam tak sobie, że to głupota – ograniczniki jakieś zakładała, kraty na okna – by się o mnie nie martwić, a jak na chwilkę się schowałam – to panika...W końcu uchylając okno sama mówiła, że mało otwiera, bym nie wypadła. Nie zna ta moja pani jeszcze kociej natury, musi się wiele nauczyć...
O 21:00 zjadłam kolację – indyczka. Chyba coraz bardziej mi smakuje. Pani mądrzeje – dobrze – najwyższa pora. Zdjęła bowiem spódnicę. Jak nie ma spódnicy – nie zaczepiam nóg – mam swoje zabawki i ową spódnicę na podłodze (pani mówi, że mogę ją drapać ile chcę, bo i tak jej specjalnie nie lubi – ja lubię – turlam się z nią, a pani patrzy tylko czy krzywdy sobie nie robię – chyba rzeczywiście mnie kocha).
Jeszcze jeden incydent zdarzył się dnia dzisiejszego. Bawiłam się piłeczką – wiecie taką decentryczną. I nagle poleciała ona do tego kota w lustrze. Najpierw zajęłam się myszką, ale potem stwierdziłam, że nie oddam temu strasznemu kotu w lustrze mojej piłeczki. Zebrałam się na odwagę i poszłam do niego. I wiecie co? Po prostu ją wzięłam, on ją tylko wąchał. Głupi, nie zna się na dobrych zabawkach...
Potem przyszedł jeszcze jeden pan – Darek. Taki duży, bardzo duży. I chyba fajny. Powiedział, że jestem prześliczna. Ale ci ludzie się mną zachwycają – i wiecie co, to naprawdę miłe. Gadali sobie, a ja spałam. Dopiero jak Darek wychodził obudziłam się i półtorej godzinki poszalałam. Tej nocy państwo razem ze mną ( i całym moim oprzyrządowaniem) zamknęli się w pokoju. Podobno dlatego, że zlizuję z płytek Atlas – taki klej. No i co, że zlizuję, a może ja potrzebuję... Oni jednak twierdzą, że to niezdrowe, więc niech im będzie – posiedzimy razem w tym małym pokoju.