Marzenia11 pisze:Mój post Joka2011 nie był skierowany do Ciebie.
od początku wiedziałam o tym
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Marzenia11 pisze:Mój post Joka2011 nie był skierowany do Ciebie.
O to to właśnieJoka2011 pisze:intencją moich postów nie było ani pogrążanie jasdor ani uwłaczanie czyjejś godności, tylko pokazanie niektórych rozważań i wypowiedzi w innym świetle. I chyba osiągnęłam swój cel...
Dorota decyduje do którego domu koty moga trafić, oczywiście po rozmowie telefonicznej i po preprowadzonej wizycie przedadopcyjnej. Oczywiście dom może być idealny - osiatkowane okna, doświadczenie, odpowiednia karma, hopel na punkcie kota itd - a jednak nie być odpowiednim domem dla tego akurat kota. Przykładem moga być dwie adopcje Macho o których wcześniej pisałam i wyjaśniałam. W drugim przypadku - dla przypomnienia - Macho wrócił w wyniku ewidentnego błedu lekarza o czym została poinformowana zarówno lecznica jak i Główny Inspektorat Weterynarii. Przypomnijcie sobie Wasze wewnętrzne obawy przed sprawowaniem odpowiedniej opieki nad Rubim i Macho przeze mnie - przeciez według tutaj piszących osoba niewidoma (a taka byłam), nie dająca sobie rady z podstawowymi rzeczami samodzielnie, nie jest zdolna do opieki nad kotami. Jak widać jakoś koty przeżyły i rozrabiają.
Niewiele jest domów, które świadomie decydują się na adopcję kota z jakąś choroba czy dysfunkcją. Sama adoptowałam Murzynka, który rokował na posikiwanie do końca życia z powodu nieoperacyjnego złamania kości miedniczno - krzyżowej. I posikiwał wiele tygodni.. I zdarza mu się nadal, chpć sporadycznie. Rozumiem Państwa od Feli i Maciusia, ze chcą wiedzieć na czym stoją. Mają prawo. Tak jak dom, który wziął ode mnie Rubiego i mojego tymczasa Ananasa, został bezwłocznie powiadomiony o sytuacji Macho po tym pseudoteście paskowym. Nie przyszło im do głowy oddawać koty a wręcz przeciwnie - padło stwierdzenie, że nie uważają tej okoliczności za powód do oddania kotów, a zgodnie z umową adopcyjną mogliby. W umowach adopcyjnych wielu organizacji prozwierzęckich jest zapis o konieczności poinformowania o chorobie kota w jakimś czasie od momentu adopcji - czasami pół roku, czasami rok, czasem miesiąc - i zarówno nowy ds, jak i dt jest do tego zobowiązane. Z prostej przyczyny - jeśli zwierzę w jakikolwiek sposó było narażone na kontakt z chorym zwierzęciem może zostać zbadane przez weta pod tym kątem. wydaje mi się, że to jest uczciwe podejście do sprawy i odpowiedzialne, bo w końcu lepiej zapobiegać niż leczyć. Oczywiście mowa tu o chorobach, którymi kot może się zarazić, a nie np o wypadaniu zabków, kamieniu nazębnym czy zwichnięciu łapki w wyniku upadklu z drapaka.
Odpowiedzi z polecanej lecznicy na warszaskiej ochocie nadal nie mam. Zadzwoniłam do innej, opisałam sprawę i dostałam odpowiedź - zrobimy skoro pani się upiera, ale po co skoro pcr z krwi jest ujemny? I czy kot ma konsultację kardiologa i neurologa kociego bo bez tego nie zrobimy.. cenę muszą ustalić, ale znacznie przekracza pcr z krwi (150zł).
Ludzie, opamiętajmy się....
ewar pisze:800 wizyt PA w ciągu 10 lat? To tak średnio regularnie dwa razy w tygodniu?
Joka2011 pisze:Czasami jest cholernie ciężko połączyć pracę, dom, dziecko, własne zwierzaki, lekarzy, wetów - to fakt niezaprzeczalny.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 80 gości