» Śro sie 01, 2018 23:59
Re: Kociaki już rozrabiaki
Przyszłam właśnie do domu, nie odpuszcze nie mogę stracić i Małego bo tego nie zniosę. Nie było właściwie nikogo u nas, tylko że jestem na silnych prochach i nie mogę jeździć dlatego mąż musiał ze mną a z samego rana musiałam jeszcze kilka spraw dopilnować w zakładzie pogrzebowym, podrzeb był o 13:00 wiec koty zostały wypuszczone między 7:30 a 10:00 bo o tej już byliśmy w domu,wydaję mi się że Kuba za którymś kursem między piętrem a parterem po prostu nie zamknął drzwi, zajmowali się nimi w tym czasie dziadkowie, ale Nati jest już wieksza i rozumie, też strasznie to przeżywa, mogła nie zauważyć że kuba drzwi nie domknął, niestety na podwórko były cały dzień otwarte bo upał więc zrobili przeciąg z oknem na klatce.
Po prostu oszaleje w tej chwili czuję się jak najgorszy egoista na świecie, jeszcze dodatkowo w piątek nie odebrałam tel od mamy! Bo miałam coś do zrobienia a z nią się długo rozmawia i pomyślałam że poźniej oddzwonię...nie zrobiłam tego, właściwie nie wiem dlaczego ale wiem że tego nie daruje sobie do końca życia. Mimo tych prochów aż mnie rozsadza w środku poczucie winy.
Mały nie przyszedł do mnie a chodzę dosłownie wszędzie, o 22.30 dostałam sms od sąsiadki, że przez jej ogród przebiegł najprawdopodobniej mój kot, głowy nie da ale on jest taki charakterystyczny, że raczej by się nie pomyliła, tym bardziej że kilka razy mnie odwiedzała i zna moje koty, od razu pobiegłam w tamte okolice, już jak wyszłam to słyszałam kocie wrzaski, co najmniej dwóch kotów. Może jakiś ją przegonił albo nastraszył, nie wiem ale do mnie nie przyszła a kręciłam się tam do tej pory, bo właśnie wrociłam i od razu piszę posta. Jeszcze mąż jak wraca nad ranem to ją woła i czeka dość długo zanim wejdzie do domu, ale nic z tego.
Bura też by pewnie nie wróciła, bo mimo że po jakimś czasie ją po prostu mąż zobaczył to uciekała przed nami jak błyskawica, tylko że chyba jak ją jakiś obcy kot pogonił zaczęła biec przed siebie nie patrząc gdzie a sąsiad ma ogromną szklarnie z nieczynną już pieczarnią w podziemiu i ona tam wbiegła, a sąziadka wiedziała że szukamy i widziała jak wbiegała więc szybko zatrzasnęła wejście i ją uwięziła, poszliśmy razem z mężem, zachowywała się jak całkiem dziki kot jakby nas nie rozpoznawała, musieliśmy wyjść po kurtki i rękawice bo by nas poraniła i tak dała radę rozerwać mężowi rękaw zimowej grubej kurtki tak że ma przecharataną rękę, wsadził ją w transporter i jak narazie siedzi pod łóżkiem, co najwyżej warczy nie wiem na co bo ani Luśka ani Brojek ani nawet marley nie wchodzą do sypialni, chyba się jej boją.
Dlaczego mnie to spotyka? Czy jestem złym człowiekiem, sama już myślę że musiałam jakoś sobie zasłużyć na tyle cierpienia, jeszcze brat się na mnie wypiął, nigdy bym się po nim nie spodziewała takiego zachowania, rozumie że mieszka za granicą ale nie przyjechać na pogrzeb własnej mamy...i jeszcze mi powiedział w kwestii pogrzebu że mam sobie robić co chce bo on się nie ma zamiaru w to mieszac i zajmować, jak bardzo nie znałam własnego brata....a w ogień bym za nim skoczyła, zranił mnie niewyobrażalnie, jak ktoś może się tak zmienić przecież on by nigdy tak nie postąpił, sama nie wierzę w to co usłyszałam. Przerasta mnie to wszystko co się dzieje i ciągle mam w głowie co zrobiłam aż tak złego żeby być karana do tego stopnia...gdyby nie tabletki nie jestem pewna czy bym to przetrwała
Ps. Przepraszam że tak wam truje ale musiałam się wyżalić a pisać mi łatwiej niż mówić.
Ostatnio edytowano Czw sie 02, 2018 0:15 przez
kociołkowo, łącznie edytowano 1 raz
jesteśmy na prostej