Nie ma juz Maluszka [*][*][*]
Ta walka od poczatku byla przegrana, gdybym wiedziala, ze tak to sie skonczy, to juz wtedy pozwolilabym mu odejsc
Odszedl wczoraj, w ciagu 2 dni
23 wrzesnia nie wydawalo sie, zeby dzialo sie cos powaznego, zalatwial sie, mial apetyt. Z 23 na 24 tez bylo jeszcze w miare ok, jak zwykle mial pokopane podklady, balam sie, ze moze najadl sie tej waty ze srodka. Jedynie co mnie troche zaniepokoilo to to, ze 24.IX. mial slabszy apetyt, ale on juz wczesniej miewal takie dni (nawet jak jeszcze na dworzu byl) i bylo zwymiotowane suche jedzenie. Jedynie wydawal sie taki jakis "smutny", ale tlumaczylismy to tym, ze moze teskni za wolnoscią. W ciagu ostatniego miesiaca wymiotowal 3 razy, w tym jeden raz walek klaczkow, wiec az tak bardzo sie tym nie przejelam. Moze przez kilka dni mial luzniejszą kupe, ale nie rozwolnienie (dostawal Fibre, bo wczesniej cierpial na zatwardzenia i w kupie obserwowalam troche swiezej krwi, po wprowadzeniu fibry problem sie skonczyl).
Co mnie bardzo niepokoilo to bialko w moczu, 2-krotnie wyszedl bardzo wysoki stosunek B/K. Reszta wynikow b.moczu byla super. W najblizszym czasie chcialam wybrac sie z nim na badania krwi, w tym SDMA, niestety nie zdazylam
Nie, nie umarl na nerki...
25.IX. - jak weszlam do lazienki, to nie mial nic, ani kupy ani sikow, ani pokopanych podkladow, jedzenie nieruszone. Tak jak mu posprzatalam dzien wczesniej, tak mial, a on lezal w wannie. Nie chcial jesc, sam tylko sosik wylizal. Przy dotykaniu brzuszka poplakiwal. Jak go wzielam na rece to byl miekki. U weta przelewal sie przez rece, okazalo sie, ze jest blady, mial silną hipotermie (temp. ciala wynosila tylko 33 stopnie!). Na USG widac bylo wolny plyn w j. brzusznej. Nie bylo go duzo, ale byl. Najwiecej wokol watroby, troche przy pecherzu i miedzy petlami jelit. Wetka zdecydowala o pobraniu tego plynu, byl krwisty. Cos wokol watroby swiecilo, ale wetka nie potrafila powiedziec co to moze byc. Ogolnie watroba kiepsko wygladala, jakby zwapnienia (czy jakos tak). Podejrzewala tez trzustke. Pobrano krew do badan co nie bylo latwe, bo zyly sie zapadaly, ale w koncu udalo sie z tylnej lapki. Z badan na cito wyszla bardzo silna anemia (erytrocyty troche ponad 2, hematokryt 11) i bardzo wysokie parametry watrobowe. Nerki w normie. Jeszcze wtedy nie bylo wszystkich badan i wetka otrzymala je telefonicznie. Test na trzustke wykonany na miejscu w lecznicy - ujemny. Rozwazala transfuzje krwi. Dala rowniez ten plyn do badania, ale nie wiadomo bylo, czy uda sie go zbadac. Testow na wirusowki nie robilismy, bo kotek mial je robione przy wypisie ze szpitala (gdyby mial juz u nas zostac).
Musialam zostawic Maluszka na kilka godzin w lecznicy. Byl ogrzewany, dostal kroplowke i mnostwo lekow. Troszke doszedl do siebie, temperatura wrocila do normy. Zabralam go do domu i przez noc dogrzewalam, niestety musial byc w klateczce. Wydawalo sie, ze rano 26.IX. jest odrobine lepiej, bo byl bardziej kontaktowy, chociaz wciaz slabiutki, ale juz wstawal i chcial wyjsc z klatki. Niestety nadal sie nie zalatwial, w drodze do lecznicy tylko troszke siusiu zrobil, zywo reagowal na miseczke z jedzeniem, ale na lizaniu sie konczylo. Rano tempreature mial normalną, wydawalo sie, ze sie lekko zarozowil. Razem z wetką mialysmy nadzieje, ze wyniki sie choc troche polepszyly. Zrobiono ponownie USG- plyn nadal byl, ale ponoc nie zebralo sie go wiecej. Caly czas wetce sie ta watroba nie podobala. Pecherz byl mocno wypelniony, wiec go odsikala. Pobrala rowniez krew na morfologie. Podlaczono Maluszka do kroplowki i mialam odebrac go ok. 13:00, ale nie bardzo moglam w tym czasie przyjechac (nie prowadze). Chcialam z nim zostac, ale wetka byla troche niechetna i powiedziala, ze dzisiaj mają duzo zwierzat po zabiegach. Umowilam sie wiec, ze przyjade ok. 15:00, wtedy tez powinny byc juz wszystkie wyniki i zdecydujemy co dalej. Myslalam, ze mam tylko przyjechac po kota, omowic wyniki i zdecydowac co robimy...
...niestety ok. 14:00 dostalam telefon od wetki, ze przyszly wyniki i są bardzo zle. Ten plyn w brzuchu to krew i kot sie wykrwawia. Mowila, ze przylozyla jeszcze raz sondę i tej krwi przybywa, ze natychmiast trzeba go otworzyc i zebym zdecydowala, czy ona ma to zrobic (wprost powiedziala, ze z czyms powaznym jak np. wrosniety guz sama sobie nie poradzi, a chirurga akurat nie bylo na miejscu), czy wole pojechac do Gdanska do calodobowej kliniki, ze moze tam od razu, jeszcze przed zabiegiem, przetoczyli by mu krew, ale otworzyc go trzeba jak najszybciej, bo za godzine, poltorej moze sie juz wykrwawic albo byc za slaby. Powiedziala, ze na chwile obecną kot jest w miare ustabilizowany, ze utrzymuje cieplote ciala, ale w kazdej chwili moze sie to zmienic. Zdecydowalam, ze ona ma przeprowadzic operacje z opcją ew. nie wybudzania z narkozy, gdyby bylo bardzo zle
Nie wiem, czy dobrą decyzje podjelam, ale zanim dojechalabym w korkach do Gdanska, w dodatku z tak chorym kotem...
Dostalam telefon ok. 15:30, ze krwawienie bylo z watroby, pod spodem bylo pekniecie/dziurka(?) przez ktore wydostawala sie krew, a sama watroba bardzo krucha, oprocz tego na platach watroby bylo mnostwo bardzo drobnych zmian (pecherzykow? bąbelków?)
Wetka pytala, czy pobrac probke na histopatologie, ale nic by nam ta wiedza juz nie dala
Nerki, sledziona i cala reszta bylo ladne, czysciutkie.
Dziwie sie, ze nic wczesniej nie zauwazono, ze cos z watrobą jest nie tak, bo przeciez jak trafil do lecznicy z tym biednym ogonkiem, to mial robione USG
Wowczas mial wysokie parametry watrobowe, ale wrocily one do normy. Nikt nie spodziewal sie, ze watroba jest w tak kiepskim stanie.
Nigdy sobie nie wybaczę, ze w tych ostatnich momentach nie bylo mnie przy nim, ze byl sam On sie przy mnie uspokajal, teraz u weta rozgladal sie za mną jakby sprawdzal, czy jestem. Nie zapomne tego jego spojrzenia tym jednym oczkiem. On tylko mi ufal, wierzyl we mnie, chyba rozumial, ze mu pomagam. Gdybym wiedziala, to nalegalabym, zeby z nim zostac, albo stanelabym na rzesach i przyjechalabym o tej 13:00. Nie sadzilam, ze wetka cos sama bedzie przy nim robic. Moglam byc przy Malutkim, zeby czul, ze jestem, ze go nie zostawilam, zeby sie tak nie denerwowal Sumienie mnie zagryzie, ze go zostawilam, ze zostal tam w poczuciu osamotnienia, strachu i juz mnie nie zobaczyl Tyle ten kotek wycierpial
Lezy teraz w ogrodzie obok moich kroliczkow [*] i pieska [*].
Moj Maluszku, przepraszam, ze Cie zawiodlam
Takiego Cie zapamietam: