hutek pisze:Osobiscie zmienilbym zwirek na drewniany. Mam zle doswiadczenia kiedy Marcys byl malutki. Marcys podjadal Benka. Teraz juz uzywam Benka. Zmien weta. W koncu to Ty placisz i wymagasz.
Hutku, a daj nazwę tego drewnianego,możesz:)? I jeszcze równie ważne pytanie:
jakie były objawy jak Marcyś się najadł Benka? Skąd w ogóle wiedziałeś,że zjadł? Ach, i daj znać czy Marcyś to on czy ona
bom się głowię i głowię. Jak czytałam Twoją historię jak maleństwo marcysiowe znalazłeś to pisałeś,że kotka, a teraz piszesz o nim używając formy męskiej i już nie wiem
. Czytałam wczoraj czy przedwczoraj o Twoich trudnościach wychowawczych Hutku i łączę się z Tobą, bo ja właśnie kolejne akapity o tym samym wyzwaniu u mnie...
Chcę się pochwalić,że w ten poniedziałek, 3-go dnia była kupka
. Nawet spora. Nie zauważyłam, bo mały właśnie opanował nową umiejętność, jaką jest jej zakopywanie (wcześniej zawsze na widoku). Nie było w niej żadnych widocznych pasożytów, ale to mnie nie martwi, ponieważ po pierwszej tabletce, robale wyszły dopiero następnego dnia z drugą kupką (a teraz i odrobaczanie i kupka były w poniedziałek). Ale...od poniedziałku kupy brak i już były takie przerwy,ale jak przyjął tabletkę, to czy nie powinien szybciej? I co ważniejsze: kolejna, niestety, niekompetencja pani doktor, bo jak byliśmy w poniedziałek, to po wciśnięciu w Maja tabletki i zmuszenia go do połknięcia, lekarka zapytała mnie: "Połknął? Nie upadła nigdzie?".
Lekarka polegała na moim zapewnieniu,że połknął, mimo,że to ona wkładała mu ją do pyszczka i go trzymała! I wiecie, ja widziałam na własne oczy jak przełknął (ale co przełknął, może tylko ślinę?), ale,że teraz tej kupy nie zrobił,a w poniedziałkowej brak robali, to zaczynam wątpić. A może faktycznie, jak mały się wyrywał to tabletka gdzieś upadła i jej nie wziął? Co robić?
Mały dalej pokichuje trochę każdego dnia. Co tu zrobić?
I pytanie o zachowanie. Powiem szczerze,że dużo dla mnie znaczą Wasze podpowiedzi, bo
nie wiem co robić.
Mały jest trudny. Serio trudny. Gryzie przez 80% czasu i to tak,że boli. Wbija się pazurkami. Robi tak,bo chce. Bo wiem, bo doświadczyłam, że potrafi być też delikatny jeśli chce. Delikatnie pacnąć łapką,a nie wbić mi się do krwi pazurami, delikatnie złapać zębami,a nie gryźć do bólu, odejść po prostu, polizać mnie, poocierać się o mnie. Obserwuję,że
im dłużej u mnie jest, tym śmielej sobie poczyna również wobec gości, a nie może być tak,że nie ma żadnych granic dla jego zachowania. O ile akurat nie ma ochoty na mizianie,
jakiekolwiek zbliżenie mojej dłoni do niego sprawia,że chce mnie gryźć. Nie wierzę,że to w zabawie. Raczej na zasadzie,że nie chce mojej ręki i to rozumiem, ale nie może tego okazywać w ten sposób.
Nie mogę zmienić pościeli na łóżku, bo mały wtedy urządza sobie tor z przeszkodami, a głównym celem są moje dłonie i ma gdzieś moje przenoszenie go na podłogę, syczenie na niego,a jak go wynoszę do przedpokoju (o ile uda mi się go złapać, bo ucieka i gryzie i drapie), to gryzie mi ręce, piszczy i stara się dostać do pokoju, forsując drzwi (takie plastikowe w typie harmonijka). Nie mogę zamieść okruchów z podłogi, bo Maj, wybiera moją dłoń na cel ataku i gryzie. I to wtedy gdy miał do wyboru również szczotkę, której rączkę gryzł wcześniej, ale wybrał moją rękę.
Stosowałam syczenie,ale ostatnio,
zamiast go odstraszyć i sprawić,że odejdzie, tylko go to rozsierdza i zachęca do ataku. Mały obraca się na plecy i z jednej strony pokazuje mi brzuch,a z drugiej otwiera pyszczek i widać,że szuka możliwości by mnie ugryźć, jeśli się do niego zbliżę. Stara się,w takiej pozycji też złapać mnie pazurami i zawiesić się na mnie. A kiedy poluje, tak z niczego, na moją dłoń i gryzie mnie, to ja od wczoraj znów łapę delikwenta i z wyczuciem przyciskam go do ziemi sycząc jednocześnie. Jak on się strasznie wywija, nie zawsze udaje mi się to zrobić. Wczoraj po pierwszym takim razie,
mały mi się próbował odgryźć i skoczył z ząbkami na mnie, dopiero jak powtórzyłam kilka razy, to trochę był grzeczniejszy,ale dziś to samo. Jednym słowem: w ostatnich dniach
jak mówię Majowi: "Nie wolno" poprzez syczenie czy delikatne dociskanie do podłogi, to on wkurza się,że mu mówię "nie" i tym bardziej mnie atakuje.Poza tym, zaobserwowałam,że mały zaczyna się mnie bać i uciekać jak podchodzę.Czasami, wcześniej, wydaje mi się, robił to w zabawie. teraz chyba z strachu. Przykro mi i to bardzo,że się mnie boi, no,ale kurdę, nie może mnie przecież gryźć bo ma taką fanaberię. Ja też się go zaczynam bać pogłaskać, bo nie wiem czy znów nie będzie chciał mnie ugryźć. A pierwszego dnia tak słodko zwinął mi się w kłębek na kolanach, teraz nie mogę do dotknąć bo prawie każde dotknięcie mojej ręki on traktuje jako zabawę? Ale czy to jest zabawa??
Czemu on mnie prawie zawsze stara się ugryźć? Nawet jak go głaszcze...Nie był taki.
Bawię się z nim, czasem mniej, czasem więcej, ale tak średnio to z 40 minut dziennie, więc chyba nie jest źle. I nie bawię się z nim dłońmi, tak jak mi doradziliście.
Z dnia na dzień jest gorzej
.
Zaczynam się go bać, on mnie chyba też,a to nam nie służy. Czy to jest normalne zachowanie kociaka? Weterynarz powiedziała,że mały ma charakter i jakkolwiek tej pani nie lubię i nie dowierzam jej kompetencji, to trudno mi się z nią z nie zgodzić w tej kwestii.
To taka osobowość? W końcu są koty słodziaki, on też się taki wydawał, a teraz...
Jakie metody wychowawcze mam więc stosować?
Ostatnio edytowano Śro maja 16, 2018 18:22 przez aleksandra&maj, łącznie edytowano 2 razy