ser_Kociątko pisze:https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46&t=183534&start=990 zapraszam

Żółty ser jako przysmaczek jest okej, ale to tak odrobinkę i nie za często, zamiast tego jogurt grecki, twaróg, mascarpone
I zdecydowanie nie dawaj mu piersi z kurczaka, lepsze skrzydło, udko, szyja.

Nie dałam już rady wpaść wczoraj,za to dzisiaj chętnie zajrzę pod wieczór:). Dziękuję Ci za radę ser_Kociątko,nie zliczę już którą;).
Byłam dzisiaj u weta. Mały ważony wieczorem 2-go maja ważył 750 gramów, ważony dziś ważył równo 1 kilogram. Brawo Maj:):)! Jesteś śliczną kluseczką, choć trochę jeszcze za chudą.
Mały dostał drugą tabletkę na odrobaczenie. Teraz czekamy na efekty:).
I tutaj, niestety, mam do opowiedzenia bardzo niemiłą historię ku przestrodze własnej (na przyszłość) i innych osób. Padłam ofiarą oszustwa finansowego ze strony przychodni weterynaryjnej "Jamniczek" w Piotrkowie Trybunalskim (pod wieczór wystawię na google stosowna ocenę).
Kwota nieduża,ale sam fakt,że lekarze cię okradają,
bardzo nieprzyjemny. Jak wiecie miałam obawy by zakrapiać uszy małemu i zapytałam w przychodni "Jamniczek" o możliwość przychodzenia z małym każdego dnia. Pani weterynarz powiedziała,że musi to skonsultować z właścicielem-innym lekarzem. Następnego dnia, podała mi kwotę,którą sami ustalili: 50zł za zakrapianie do końca kuracji. Nie poinformowała mnie przy tym o tym co się dzieje z tą kwotą jeśli na zakrapianie przychodzić nie będę,więc tu jest pole do interpretacji,ale ja zawsze zakładam,że przecież ludzie potraktują mnie fair. Jakie naiwne,no...
Tydzień temu nie było tej pani,tylko pan,który pokazał mi jak trzymać Maja by ten się nie wyrywał- za fałd skóry na karku. Pozwolił mi też samej zakropić uszy i wyjaśnił co i jak. Poruszyłam z nim też kwestię,co jeśli będę dawać radę sama i czy wtedy tabletka na robaki zostanie odliczona z tych niewykorzystanych pieniędzy za zakraplanie. Młody weterynarz powiedział mi "dogadamy się". No i od tygodnia radzę sobie sama i sądziłam,że mam nadpłatę w przychodni. Skorzystałam z 4 zakrapiań z opłaconych 19. Dziś poszłam na odrobaczanie. A pan na to,że to osobna procedura i za to osobno trzeba płacić. Więc ja pytam o te pieniądze,które zapłaciłam wcześniej na poczet zakrapiania. Wiecie, totalnie mnie to zaskoczyło. Jeszcze tydzień temu tak spoko rozmawiało się z tym młodym weterynarzem,że przez myśl mi nie przeszło,że mogą być jakiekolwiek problemu z kasą...
Dziś kobietka naciskała,podkreślała cały czas, że to osobna procedura. No dobrze,ale w takim razie poproszę z powrotem moje niewykorzystane pieniądze,jeśli mamy się za te dwie usługi rozliczać osobno.Kobieta,że musi porozmawiać z szefem,starszym weterynarzem. O dziwo nie przyszedł on, tylko ten młodszy mężczyzna z,którym tak miło rozmawiało się tydzień temu. I ta kobieta i on,obydwoje, używali argumentu,że i tak poszli mi na rękę biorąc za zakrapianie przez całą kurację 50 zł, ponieważ normalnie liczyliby każdą wizytę jako osobną usługę. To była ich dobrowolna decyzja i
nijak ma się to jako uzasadnienie niezwrócenia mi pieniędzy jeśli nie zostały one wykorzystane. Tym bardziej oburza mnie to gdy pomyślę,że sami podjęli taką decyzję po dniu konsultacji, ja byłam gotowa zapłacić cokolwiek by mi powiedzieli, bo kocham mojego maluszka i chcę by był zdrowy. A ktoś używa "argumentu" niskiej kwoty, którą sam ustalił jako pretekstu by nie oddać mi moich niewykorzystanych pieniędzy (czyli je ukraść,nazywajmy rzeczy po imieniu moi drodzy).
Ile by to nie było, jeśli nie zostało ustalone wcześniej,że niewykorzystane przepada, to należy się zwrot. I wiecie, to już nawet należy się zwrot nie ze względu na jakieś zasady,ale przyzwoitość.
Lekarz powinien przede wszystkim wzbudzać zaufanie. Pieniądze mogę przeboleć,zarobię nowe. Ale to zdarzenie... Jestem zła, tyle Wam powiem. Zła i zniesmaczona i kurczę przykre to,no.
Dodatkowo, pani weterynarz, po prostu jest niesympatyczną, w moim odczuciu, osobą. Tak wobec ludzi jak i wobec zwierząt. Za pierwszym razem była dla nas: mnie i Maja miła, potem,jak zauważyłam, się już mniej starała. Dziś była wyraźnie zniecierpliwiona jak mały ją gryzł bo wkładała mu termometr do pupy. To jeszcze na początku wizyty przed sytuacją z płaceniem i już tak niefajnie się czułam. W którymś momencie powiedziała do Maja głosem w którym było słychać wkurzenie "Masz charakterek." Dobrze,że ma. Ja go takim kocham. Bez tego by nie przeżył na ulicy. A ja jako klient chcę się czuć na miejscu w gabinecie,a nie,że "szybko, następny" lub "wkurzasz mnie". Może nie powinna w takim razie z zwierzakami pracować, przecież maleństwo się broniło,bo się bało (i może czuło,że kobieta nie miała do niego serca)?
Ostatnio edytowano Pon maja 14, 2018 18:51 przez aleksandra&maj, łącznie edytowano 1 raz